Patronem LOTTO Pucharu Europy w Speed Climbingu jest Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego.
Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego od lat wspiera sportowców oraz wydarzenia sportowe traktując je jako doskonałą promocję Województwa.
przez admin
Patronem LOTTO Pucharu Europy w Speed Climbingu jest Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego.
Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego od lat wspiera sportowców oraz wydarzenia sportowe traktując je jako doskonałą promocję Województwa.
przez admin
Kochani!
Zdecydowana większość z Was ma możliwość przekazania 1,5% swojego podatku na wybraną organizację pożytku publicznego – Stowarzyszenie Klub Wspinaczkowy Kotłownia również posiada ten status!
Wspinaczka jak każdy sport to mnóstwo pięknych chwil i wartości: uczciwość, sprawiedliwość, honor, kultura, szacunek. Sport najlepiej uczy, wychowuje i integruje. Ale przede wszystkim sport to zdrowie! Środki finansowe otrzymane w tej postaci zostaną przeznaczone na realizację celów statutowych, a zwłaszcza:
– organizację zajęć wspinaczkowych dla dzieci i młodzieży
– wsparcie finansowe zawodników
– organizację zawodów wspinaczkowych
– organizację wyjazdów klubowych oraz obozów wspinaczkowych
– organizację imprez okołowspinaczkowych, w tym spotkań ze znanymi wspinaczami oraz warsztatów wspinaczkowych
Wierzymy, że Twoje wsparcie pozwoli na poszerzenie zakresu działań klubu i umożliwi kontynuację rozpowszechniania wspinaczki wśród Państwa dzieci – zawodników KW Kotłownia.
Mechanizm przekazywania 1,5% podatku polega na tym, że część podatku, który wynika z Twojej deklaracji PIT nie trafia do budżetu państwa, ale na rzecz wybranej przez Ciebie organizacji pożytku publicznego. Jest to wygodna i bezpieczna forma wsparcia finansowego Klubu.
Tym samym zwracamy się do Was z gorącą prośbą o uwzględnienie tego w swoim rozliczeniu podatkowym. NR KRS do wpisania w rozliczeniu podatkowym to 0000364857. Z góry dziękujemy za zaangażowanie.
Zarząd SKW Kotłownia
przez admin
Wspinaczka sportowa jako dynamicznie rozwijająca się dyscyplina olimpijska, cieszy się rosnącym zainteresowaniem.
Nasza działalność statutowa oraz mnogość podejmowanych inicjatyw nie byłaby możliwa bez wsparcia finansowego.
Wsparcie Miasta Lublin jest dla KW Kotłownia bardzo dużym wyróżnieniem – dzięki naszej wspólnej pracy coraz większa grupa dzieci i młodzieży ma szansę spróbować swoich sił we wspinaczce.
Miasto Lublin wspiera nas w ramach programów i ofert:
MISTRZ na lata 2022-2024
Szkolenia sportowego dzieci i młodzieży w dyscyplinie wspinaczka sportowa
Zima w mieście 2024
Organizacji imprezy sportowej: Pucharu Europy – zawody wspinaczkowe na czas w kategorii seniorów, młodzieżowców i juniorów.
Dziękujemy
przez admin
Centrum Wspinaczkowe Kotłownia serdecznie zaprasza do udziału w warsztatach wspinaczkowych, które odbędą się w ramach wydarzenia „Zima w Mieście 2024”. Podczas zajęć, dzieci będą mogły aktywnie spędzić czas, rozwinąć umiejętności wspinaczkowe, zyskać więcej pewności siebie, doświadczyć radości w pokonywaniu wyzwań.
Zadanie w zakresie działalności na rzecz dzieci i młodzieży realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin.
Więcej informacji na stronie:
Zima w mieście 2024 / lublin.eu – oficjalny portal miasta Lublin
przez admin
Decyzją zarządu KW Kotłownia ustalono składki członkowskie na rok 2024.
Składka roczna normalna: 120/140 zł *
Składka roczna ulgowa: 90 zł **
Składka roczna podstawowa: 50 zł ***
* Do 31.03.2024 – 120 zł. Od 01.04.2024 – 140 zł. Nowi członkowie – 120 zł przez cały rok.
** osoby do ukończenia 16 roku życia
*** składka nie dająca zniżek przy korzystaniu ze ściany CW Kotłownia
Składki należy wpłacać na konto KW Kotłownia. W tytule przelewu prosimy o wpisanie: IMIĘ NAZWISKO – SKŁADKA ROCZNA 2024
Klub Wspinaczkowy Kotłownia
ul. Batalionów Chłopskich 13 20-808 Lublin
Nr konta: 66 1240 5497 1111 0010 3549 6541
Opłacenie składki uprawnia m.in. do:
– zniżek na wejścia i karnety w CW Kotłownia
– zniżek na sekcje w CW Kotłownia
– bezpłatnego dostępu do sprzętu klubowego (crashpady)
– zniżek dla klubów zrzeszonych w PZA (np. ubezpieczenie)
Z poważaniem,
Zarząd KW Kotłownia
przez admin
„As climbers, we are out of touch with the stories of climbing. Yet climbing has always been about touch.”
Powtórzenia klasyków, rekordy, pierwsze przejścia to efekt końcowy procesu za którym często kryje się o wiele więcej niż odhaczona cyfra. Cytat ten zaczerpnięty z angielskiego magazynu „Spotter” jest esencją tego jak niewiele dziś (tu, w epoce szybkiej, krótkiej i silnie naładowanej emocjami informacji) dowiadujemy się o kulisach aktywności naszych klubowiczów. Wychodząc naprzeciw nieuświadomionym potrzebom, publikujemy krótki, niebanalny reportaż o październikowym wyjeździe Rafała Hałasy, Daniela Łączewskiego i Dawida Surysia do Magic Wood w Szwajcarii.
Znowu „Medżiki”? O tak! Dla Daniela siódmy raz był jak pierwszy Dawida, a drugi Rafała… Na pewno lepszy niż pierwszy. I wciąż mowa o wyjazdach… W 2022 r. Rafał zweryfikował swoje siły na realizację zamierzonych celów i wrócił ze Swizz prosto „na górę” (kto wie, ten wie) by zaadresować to co tak bardzo liczy się w Magic, czyli palce. Charakerystyka szwajcarskiego granitu sprowadza się głównie do małych, coraz częściej i bardziej „wymydlonych”* chwytów oraz słabych stopni. Duże przewieszenia i bardzo niekomfortowe lądowiska wymagają co najmniej trzech padów i dobrego spottera, lub odwrotnie.
*popularne bouldy są tak mocno eksploatowane, że tarcie skały pogarsza się z roku na rok.
W czasie kiedy Rafał systematycznie przyzwyczajał palce do coraz większych obciążeń i skrupulatnie notował każdą próbę w swoim notesie, Daniel pojechał do Szwajcarii po raz szósty, by spędzić tam dwa miesiące wakacji w okresie lipiec-sierpień, tego roku. Zapytany o swoje przemyślenia z owego okresu zwraca uwagę na istotę bycia w skałach:
Ten czas był pierwszą tak długą i nieprzerwaną ekspozycją na wspinanie. Utwierdziłem się w tym, że siłą wszystkiego się nie zrobi, a okazjonalne wspinanie na jednym kamieniu raz na kilka tygodni nie rozwija umiejętności wspinania.(…) Dopiero taki okres czasu, różnorodności i sesji co dwa/trzy dni, uważam za rozwijający pod kątem uczenia i nabywania siły.(…) Co by nie mówić od dwóch miesięcy ładuję na ósemkach i nie mam spadku mocy, a wręcz odwrotnie, więc to też jest sukces. Topy są zwieńczeniem, ale umiejętność zauważania takich małych sukcesów w trakcie procesu przyspiesza przystosowywanie głowy do tego by było więcej flow, więc mam ochotę jeździć częściej- do Swizz, w różne rejony.
Niedługo po powrocie do Lublina, pojawił się pomysł by ponownie odwiedzić Szwajcarię na początku pażdziernika. Rafał i Daniel zaprosili do grupy Dawida Surysia. Pogoda ustabilizowała się i chłopaki wyjechali licząc na niższą temperaturę, lepsze warunki i… moc. Wyobraźcie sobie ich zaskoczenie, gdy po ponad 13 godzinnej podróży zostało im tylko 20km drogi, a pozostały czas wskazywał 30 minut. Isola we Włoszech, to miejscowość do której dociera się od Szwajcarii przez przełęcz Splugenpass. „Tornante no 49, tornante no 48… Ej, to jest kąt nachylenia drogi, prawda?”. Nie, to liczba zakrętów na serpentynach, które były do pokonania na trasie dom-skały. W obie strony, prawie codziennie. Podobno Daniel bawił się świetnie, Rafał wykorzystywał ten czas na porządkowanie myśli, a Dawid… Zapytany o wrażenia zmienił się na twarzy i odmówił komentarza.
Pizza z ośmiornicą?
„Octopussy, 8A” przejawia każdy styl: dach, ruch w plecy, strzał do oblaka, wyjazd nóg, piętę, czujne wyjście po mikrokrawądkach. Ogółem, jest różnorodny. Poprzedni wyjazd Rafał niemalże w całości poświęcił tej „truskawce” i jeszcze w trakcie wrześniowych treningów mówił, że pozostało tylko wypełnić formalność. Kolejność działania była jasna. Pierwszy dzień posłużył za przypomnienie ruchów i sekwencji. Rafał poprzestał na zabodźcowaniu pamięci ruchowej i redpointa zaplanował na następną sesję, czyli nazajutrz. Warunki tamtego wieczoru były dobre. Jesienią, temperatury oscylują ok. 15 stopni. Jest dużo mniej ludzi niż w środku lata i tylko z oddali słyszane okrzyki wskazywały na to, że w lesie jest ktoś jeszcze. Cisza, spokój i szum potoku. Pady ułożone, film się kręci… DAB! „Zaczyna się” – skwitował. Parametr i indeks Rafała jest duży (+10cm przy 185 cm wzrostu?). To tak często pomaga jak i przeszkadza. W momencie przerzucania nóg zahacza o pada i próba jest spalona. Ubijanie padów, reset i podejście drugie. Tym razem bez dabu, ale po ustawieniu lewej pięty daleko za kantem, lewą ręką trzymając obłej krawądki wysoko ponad krawędzią skały, prawa ręka wciąż zostaje daleko w dachu, z którego zaczyna się cały problem. Uwolnienie prawej strony wymaga mocnego przyciągania lewą piętą, core’a i przybloku w lewej ręce. Trzeba mocno szukać środka ciężkości, byle nie za długo. Próba kończy się na cruxie. Mikrobetą jest by szybciej zaufać ułożeniu ciała i zaoszczędzić trochę siły na wyjście z dachu. Głęboki wdech, daleki strzał, pady leżą dobrze, nogi mocno pod siebie, pięta przyciąga, ręka pracuje i za trzecim razem Rafał jest za cruxem. Czujnie przechodzi końcówkę ciesząc się w środku z pierwszego „westowego” 8A. Szczęście jego i radość teamu, świętującego sukces prawdziwie włoską pizzą. Bez ośmiornicy.
Dawid i zaskoczenie
Od samego początku Dawid sprawiał wrażenie, że wcale nie jest przytłoczony miejscem, stylem ani trudnością samych bouldów. Mało powiedzieć, że z całej grupy to on najwięcej razy znajdował się na topie. Był pewny siebie i bardzo dobrze się go oglądało – komentuje Daniel.
Dawid, w przeciwieństwie do chłopaków nie miał jasno określonych celów. Jeszcze z okresu sekcji treningowej Rafała, wyniósł jednak ciekawość do eksploracji prawdziwych skał i kiedy przyszła odpowiednia pora, skorzystał z okazji. Pierwszy wyjazd miał ukazać mu całe piękno szwajcarskiego krajobrazu, estetyki i mnogości skał boulderowego raju (Boulderparadise – to oficjalna pinezka na google/maps). Doświadczenie chłopaków w znajomości rejonu, charakterystki bouldów i patentów, była Dawidowi drogowskazem, a on, konsekwentnie każdego dnia zaskakiwał swoimi umiejętnościami. Trudno nie pokusić się o porównanie stylu Dawida do patrzenia na „problemy” jak do programowania, którym zajmuje się zawodowo. Cel jest prosty, wejść na górę, tymi chwytami. Sprawdzę jak działają, miejsca ich nie zmienię, ale tu coś poprawię, tam dodam lub odejmę, powtórzę i jak już ułożę cały kod to wciskam enter i raczej się nic nie wypieprza. Tak było w przypadku „Bosna Genial, 7A” (zaliczone w drugiej próbie), „Guliver Kante, 7A+” (w trzecim podejściu i powtórzone dwa razy bo komisja ds. stylu miała swoje zastrzeżenia). Dawid od razu wysoko ustawił sobie poprzeczkę tym wyjazdem dokładając do listy takie klasyki jak „Grit de Luxe, 7B”, czy „Morgenlatte, 7B”. Oczywiście prędkość obliczeniowa zależy od mocy procesora i jak nudny byłby świat, gdyby nie było w nim miejsca na postęp. Ten, jak wiadomo, przychodzi z czasem i niecierpliwie czekamy na to co ma nam do pokazania w przyszłości.
Potop wielkich planów
Osią wspinania Daniela w tym roku było testowanie granic swoich możliwości. Trudna to sztuka w kontekście treningów, które przez ostatni rok przejawiają się chronicznym bólem troczków i łokci. Umiejętność wyczucia i słuchania organizmu przychodzi z trudem i trwa latami. Mimo to, sezon rozpoczął dość wcześnie, przechodząc w marcu swój długoletni projekt – „Odium, 8A”, autorstwa Marcina Bergera. Bould liczący ok. 19 ruchów, wytrzymałościowo-siłowy, znaczył według niego pewną cezurę w podejściu do treningu i wspinania w ogóle. Kolejne miesiące poprzedzające wakacje miał w większości spędzić w Anglii, trenując na tamtejszych obiektach.
W planie na Swizz były dwa bouldy o wycenie 8B: „Riverbed” i „Steppenwolf”. Jeśli ktoś lubi twórczość Hermanna Hessego może być pewien, że prędzej, czy później trafi na „Wilka stepowego”. Trudno dostępny i odosobniony pobudza psychowzroczność i fizyczność. Bould też. Jednak jest bardzo kapryśny jeśli chodzi o warunki. Musi być zimno, a wilgotność – odpowiednia (wilgotnościomierz). Szczęśliwie, pierwsza i spośród trzech ogółem, najlepsza sesja wypadła po burzliwych 24 godzinach. Wiało, błyskało się i co jakiś czas padał lekki deszcz. Zrobiło się rzeźko, a skała „kleiła”. W trakcie tej sesji, Daniel zrobił każdy ruch w izolacji, a cruxem okazało się połączenie pierwszych dwóch. Jako naoczny świadek flesha tegoż boulda, w wykonaniu nieznajomego francuza, do dziś (tutaj, dnia publikacji reportażu), żałuje, że go wtedy nie zrobił.
W sierpniu 2014 r., mieszkańcy Ausserferrery (kanton Gryzonii), czyli leżącego najbliżej Magic Wood pełnoprawnego miasta, oraz obecni wtedy wspinacze wszelkiej narodowości, byli świadkami największej powodzi na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Rzęsisty deszcz walił o namiot bez przerwy przez trzy dni. Wszelkie nierówności powierzchni sypialnej wypełniała woda, a głowy wspinaczy rozchmurzały naprzemiennie ser, wino i mleczna czekolada. Po dziewięciu latach historia zatoczyła koło i powódź znowu przyszła. Także w sierpniu (statystycznie, miesiąc z największą ilością dni deszczowych). Jednak tym razem największa w historii. Choć już z perspektywy ciepłego i pachnącego drewnem domu, Daniel z bezradnością patrzył jak cała długość dachu, którym prowadzi wspomniany „Riverbed”, znajduje się pod rwącą, przynoszącą pnie drzew, wodą. Wspomniany wcześniej spadek mocy nie nastąpił. Na kilka dni przed potopem, po ostatniej i najlepszej sesji na Riverbedzie, Daniel wraz ze swoimi siłami niespdziewanie napotkał granicę. Centralne zmęczenie organizmu?
Przez cały ten czas nauczyłem się interpretować sygnały zmęczenia. Są one różne, czasami trudne do zauważenia i przyjęcia. Zdawałem sobie sprawę, że progress na bouldzie tej trudności jest możliwy tylko jeśli na każdą sesję będę przychodził wypoczęty. To się czuje. Tzw. superkompensacja, sczególnie w przypadku palców. Jednak dwa dni po ostatniej sesji straciłem ochotę na wspinanie. Nie mogłem nic z siebie wykrzesać jeśli chodzi o chęć, nie byłem w stanie się dłużej siłować.
Wspinanie na granicy sił i możliwości wymaga dużego zaangażowania psychicznego, które również się wyczerpuje, tak jak ciało.
Progress to także sukces
W czasie październikowego wyjazdu, w tle trwa niewidoczny proces. Jak omam, jawi się pomiędzy faktami. Steppenwolf był ostatecznie niewspinalny. Ku niekrytemu zaskoczeniu chłopaków, Daniel poświęcił pełne 48h na regenerację, które zaowocowały w ostatnich trzech dniach połączeniem większości ruchów na „One Summer in Paradise, 8B”, oraz najdłuższym linkiem na Riverbedzie (odpadając na ostatniej trudności dachu, czyli swingu w kompresji). Rafał z kolei popisał się 4-dniowym maratonem robiąc postępy na „Bodycount, 8A+”, a ostatniego dnia, pomimo nawarstwionego zmęczenia i bólu, wchodząc w kilku próbach „Super Nova, 7C”. Dawid rozochocony swoim streakiem, niepowstrzymany pokaleczoną skórą i krwiakami, ostatnią sesję spędził na „Red roses, 7A+”.
Będzie do czego wracać. – zakończył Dawid.
O tym procesie rzadko się słyszy i czyta. Jak we wszystkim, czekamy na gotowy produkt, który można łatwo sklaysyfikować, ocenić i skonsumować. Każdy ma świadomość jego istnienia, ale trudność opisania go powoduje, że rezygnujemy z podjęcia tematu. Stawiamy temu kres.
Chłopaki wrócili do domu i do treningów. Czy na długo? Kiedy planują kolejny wyjazd i dokąd? Słyszeliśmy co nieco i podobno już się do czegoś przygotowują…
Wkrótce!
D.
przez admin
Współpraca Polskiego Związku Alpinizmu z PZU i firmą iExpert zaowocowała
powstaniem dwóch programów ubezpieczeń dla ludzi gór – Bezpieczny Powrót i Szlaki
bez Granic, które działają odpowiednio za granicą lub na terenie Polski.
Bezpieczny Powrót
Ubezpieczenie działa za granicą – na całym świecie (poza Arktyką, Antarktydą i
Grenlandią). Dla jednorazowych wyjazdów trwających nie dłużej niż 8 tygodni, do
wysokości 6 000 m n.p.m. – z możliwością rozszerzenia ochrony do wysokości 7 600 m
n.p.m. oraz wydłużenia maksymalnego czasu jednego wyjazdu do 16 tygodni. Polisa
działa przez rok od daty złożenia wniosku.
Ochrona obejmuje 40 aktywności i sportów. W tym wspinaczką wysokogórską, skalną i
skałkową. Ubezpieczenie nie pokrywa wspinaczki na sztucznych ściankach (poza
konkursami i turnusami PZA oraz okresem przygotowań, tj. treningami).
Ubezpieczenie pokrywa m.in.:
koszt leczenia za granicą (nagłe zachorowanie lub wypadek) – do 250 tys. zł (
koszt akcji ratunkowej z udziałem helikoptera – (wypadku, lawiny, zaginięcia)
OC na osobie i mieniu
koszt transportu do kraju (także medycznego) – bez limitów
możliwość wykupienia ubezpieczenia NNW – od 50 tys. zł do 1 mln zł
kradzież lub zniszczenie bagażu
Ochronę zapewnia PZU, dzięki czemu zarówno obsługa sprzedażowa, jaki i szkoda
odbywa się zawsze w języku polskim.
Więcej o ubezpieczeniu: Bezpiecznypowrot.pl
Szlaki bez Granic
Ubezpieczenie działa w Polsce oraz po przekroczeniu granicy do 30 kilometrów w głąb
krajów sąsiednich.
Zapewnia ochronę także na sztucznych ściankach wspinaczkowych.
NNW – wypłata odszkodowanie nawet za 1% uszczerbku na zdrowiu.
OC w życiu prywatnym – na osobie lub mieniu
Koszty leczenia za granicą (jeśli do wypadku dojdzie do 30 km od granicy)
Koszty poszukiwania i ratownictwa w przypadku zaginięcia i ze względu na warunki
pogodowe awarię sprzętu – dotyczy akcji za granicami Polski, także z użyciem
śmigłowca.
Koszty transportu do kraju – W zależności od pakietu nawet do 100 tys. zł
Assistance – tłumacz w związku z pomocą medyczną.
Więcej o ubezpieczeniu: Szlakibezgranic.pl
Korzyści płynące z ubezpieczenia Bezpieczny Powrót czy Szlaki bez Granic:
Oba ubezpieczenia górskie powstały z myślą o osobach, które aktywnie
spędzają czas i uprawiają sporty – amatorsko, zawodowo lub wyczynowo.
Nad wypracowaniem optymalnego ubezpieczenia pracowali instruktorzy, działacze
z Polskiego Związku Alpinizmu oraz eksperci ubezpieczeniowi.
Obsługa w języku polskim, co jest szczególnie ważne przy sytuacji kryzysowej
(wypadku, lawiny, zaginięcia). Swobodna komunikacja jest kluczowa zarówno w
momencie wypadku jak i po. Bezpieczny Powrót to pomoc polskiego
ubezpieczyciela – zawsze w języku polskim!
Pokrycie kosztów akcji ratowniczej (w tym helikoptera) i leczenia to podstawa
ubezpieczenia. Ochronę uzupełnia odpowiedzialność cywilna, ochrona prawna i –
dodatkowo w polisie Bezpieczny Powrót ubezpieczenie bagażu. Ubezpieczenia
obejmują również ryzyko NNW, które zapewnia wypłatę odszkodowania za
poniesiony uszczerbek na zdrowiu.
Bezgotówkowa likwidacja szkód, czyli pokrycie kosztów leczenia czy też akcji
ratowniczej odbywa się bez waszego wkładu finansowego. Rozliczenie odbywa się
bezpośrednio między ubezpieczycielem a szpitalem, czy zespołem ratowniczym na
miejscu. Numerem kontaktowym, gdzie należy zgłaszać szkody w PZU jest +48 22
566 55 44.
Zniżki dla członków klubów zrzeszonych w Polskim Związku Alpinizmu –
także dla członków KW Kotłownia:
20% na Szlaki bez Granic
15% zniżka na Bezpieczny Powrót
Możliwość zakupu polisy online bez konieczności wychodzenia z domu.
przez admin
Z radością informujemy, że z przekazania dla Naszego Klubu 1,5% za 2022 rok otrzymaliśmy 7,479.80 PLN!
Serdecznie dziękujemy wszystkim Wam za pomoc!
Środki otrzymane od was w postaci 1,5% podatku zostaną przeznaczone na realizację celów statutowych, a zwłaszcza:
przez admin
Rozwój wspinaczkowy dzieci i młodzieży oraz zorganizowanie im profesjonalnego zaplecza treningowego to kwestie na które w Klubie Wspinaczkowym Kotłownia kładziemy największy nacisk!
W roku 2023 korzystamy ze wsparcia:
Lublin – Miasto Sportu
Grupa Azoty
Polski Związek Alpinizmu
Ministerstwo Sportu i Turystyki
Dziękujemy za współpracę!
przez admin
Nie wiem jak wy, ale ja zawsze czuję drobny dreszczyk emocji lecąc na wspinanie w ciepłe rejony. Może to na myśl o wspaniałym pomarańczowym wapieniu upstrzonym licznymi formami naciekowymi? Może to te piękne długie, nieraz ponad 30m drogi? Piękne widoki, szum morza za plecami… Czy słońce na karku ze świadomością, że w Polsce w tym czasie pada śnieg z deszczem, a przez ołowiane chmury nie może się przebić wiosna. Nie wiem. Pewnie wszystko po trochu. A ma to wszystko Włoskie San Vito Lo Capo, gdzie łatwiej usłyszeć pod ścianą Polski niż Włoski… Tam wyruszyłem ze swoją grupą na pierwszy tegoroczny „westowy” trip.
Plan był stosunkowo prosty. Tydzień wspinania od rana do wieczora z jednym dniem restowym, po jak najbardziej różnorodnych drogach aby rozwspinać się przed sezonem. W miarę możliwości podbić poziom trudności w zakresie swojej życiówki, dokonać sprawdzianu po spędzonej na panelu zimie czy w końcu, by nabrać samodzielności oraz zdobyć doświadczenie. Poleciało ze mną 7 osób, o bardzo różnym poziomie umiejętności i w pewnym sensie też oczekiwań co do tego wyjazdu. Czarek i Mateusz z Lublina, Agnieszka i Maksymilian z Warszawy, Marcin z Opola oraz Wojtek i Dawid z Nowego Sącza. Po uporaniu się z porannym lotem, formalnościami z autem i apartamentami, pojechaliśmy w skały, w pierwszy z brzegu sektor, Torre Isulidda.
Pomimo zmęczenia, udało się zapoznać ze skałą i trochę oswoić z zupełnie różnym od naszego jurajskiego, stylem wspinania. Pierwsze koty za płoty jak to mówią, dzień, a jakże, zakończyliśmy wspaniałą włoską pizzą w małej rodzinnej restauracyjce nie opodal.
Kolejne dni walczyliśmy na niezliczonych połaciach głównego muru stale windując wyceny, szlifując swoje braki i pracując nie tylko nad asekuracją ale także nad umiejętnościami zespołowymi. Wszak większość ekipy nie wspinała się ze sobą wcześniej w skale, a została przeze mnie trochę odgórnie, podzielona na zespoły dopasowane poziomem trudności i oczekiwaniami, na ile to było możliwe, oczywiście. Łupem padały drogi w sektorach White wall, Zoo, Grotta Cala Mancina i w pobliskich okolicach. A jeśli o łupach mowa to warto tutaj napisać kilka słów o walce Maksymiliana na drodze Toyo 17, 6c. Droga wiedzie pięknym, lekko przewieszonym terenem pomiędzy rzędem coraz mniejszych nyż, bardzo promującym techniczne wspinanie na nogach. Taki 25 metrowy zestaw bulderów gdzie po każdym trzeba umieć się ustawić aby znaleźć rest. W sumie pierwsza 6c w jaką wstawił się Maks na tym wyjeździe i wierzcie mi walka była do samego końca. Droga zrobiona siłą woli na odlotach, do całkowitego zarżnięcia mięśni. Kliny, haczenia piętą, wysokie wstawki, resty w dziwnych pozycjach. Wrzaski i okrzyki walki, łzy rozpaczy i łzy zwycięstwa…
Wszystko było a my zdarliśmy gardło mocno dopingując. Śmiało mogę powiedzieć, że duchowo zrobiliśmy wszyscy tę drogę wraz z nim. Piękny flash. Okupiony całkowitym zbułowaniem, i bananem zadowolonego uśmiechu na twarzy. Oczywiście ściana jak i cały sektor oferuje znacznie więcej ładnego wspinania. Przekonał się o tym Mateusz notując top na Banana Biologica 7a+. Droga piękna, długa, po dobrych chwytach w umiarkowanym przewieszeniu oferująca naprawdę niebanalne ruchy. Niewątpliwy klasyk i zasłużona truskawka w przewodniku. Ze względu na duży rozstrzał trudności i oczekiwań członków grupy musiałem dokonać małego eksperymentu organizacyjnego i zaplanowaćwspinanie z grupą podzieloną na dwie części, z której każda miała dzień restowy w innym momencie. Część z nas odpoczywała zbierając siły przed wizytą w mocno przewieszonym sektorze Crown of Aragon, druga jechała ostro w pionowych formacjach głównego muru. Nadszedł w końcu czas wizyty w Crown of Aragon z Wojtkiem, Maksem i Mateuszem. Mieliśmy w tym temacie sporo szczęścia. Kto próbował się tam wspinać wie, jak bardzo daje popalić tam słońce. Tego dnia mieliśmy dobrą, aczkolwiek pochmurną pogodę, dzięki czemu udało się tam podziałać cały dzień bez zbędnego zmęczenia temperaturami.
Piękne, przewieszone wspinanie w bogatej szacie naciekowej przypadło wszystkim do gustu. W ramach tego dnia udało się podziałać na takich klasykach jak: All Cats Are Black At Night 7b+, Troppo Ducci 7a wraz z przedłużeniem za 7b czy Training Segreto za 6c+. Zwieńczeniem dnia była, zrobiona wspólnie z Wojtkiem biegnąca środkiem ściany, przepiękna Chiapotte 6c. Niestety marcowe dni są krótsze, a już na pewno chłodniejsze wieczorami, co przeszkodziło w sfinalizowaniu Mateuszowi „All Catsów” a i reszcie ekipy dało się we znaki wychłodzenie i nadmiarowe zmęczenie. Kolejny dzień otworzyliśmy znów roszadą, chłopcy po Aragonie rest, a ja z resztą grupy uderzyłem na sektor Bunker wraz z przyległościami. Po wieczornym chłodzie jednak nie został nawet ślad, w połowie dnia słońce bezlitośnie przepędziło nas w stronę drzew, wspinaliśmy się więc w sektorach, bliżej kempingu El Bahira.
Dołożyliśmy kolejną porcję dróg i sektory od Portella della Vacche do Giardino dell Eden, gdzie znalazłem moją nemezis tego dnia. Generalnie jeśli chodzi o wyjazdy tego typu, wspinam się raczej dla grupy albo „flashując” patenty albo rozwieszając lub zbierając sprzęt z drogi. Pierwsze dni wyjazdu zawsze poświęcam na podciągnięcie do przodu najmniej doświadczonych członków grupy tak aby stali się samodzielni w przewiązywaniu, asekuracji i odzyskiwaniu sprzętu. Staram się przez cały okres wyjazdu być coachem i opiekunem tak aby każdy na miarę możliwości wrócił bardziej doświadczony i lepszy jako wspinacz. W pewnym sensie także bardziej zadbany a już na pewno maksymalnie wywspinany. Gdy ekipa jest już wystarczająco samodzielna, wspinam się z grupą. Ma to na celu pokazanie jak wygląda proces rozpracowywania trudniejszych dróg. Jako przykład z reguły wybieram coś ładnego co robię od początku do końca, bardzo często tłumacząc krok po kroku „ co i jak”. Ważne dla mnie jest aby moi podopieczni widzieli cały proces rozpracowania takiej drogi i by była ona na tyle trudna by nie przebiec po niej spacerkiem, aby wymagała techniki i pozwoliła poobserwować pracę nad drogą w praktyce.
Jak się ustawić do restu, jak pokonać dane formacje, czy w końcu dać się asekurować w sytuacji gdy trzeba szybko wydawać linę bo prowadzący porusza się szybszym tempem. Często jest to też okazja do swojego rodzaju wykładu na różne tematy techniczne. Na takie drogi, staram się wybrać coś ładnego, albo coś co chcą zaatakować flashem członkowie mojej grupy aby w ten sposób im pomoc w prowadzeniu. Czasem są to po prostu ładne i ciekawe drogi którym zwyczajnie trudno się oprzeć. Tak trafiłem na wspomnianą nemezis w postaci kończącej się dużym przewieszeniem drogi Enforico 7b+/c. Niestety kruksowy ruch okazał się dość kontuzyjny. Monopoint za plecy przy mocno pogłębionej technice skrętnej okazał się zabójczy dla kolana. Mimo, uszkodzonego kolana, drogę udało się ukończyć on sightem a przy okazji pozbierać sprzęt grupy z sąsiedniej drogi.
Następny dzień postanowiliśmy wszyscy uwolnić się na chwilę od głównego muru i jego okolic. Pojechaliśmy na odosobnioną miejscówkę, z łatwym wobec mojej kontuzji podejściem; Rocca di Cerriolo. Skała o charakterystycznym kształcie wywróconego kowadła, przywitała nas ferią barw: pomarańczowy wapień, zieleń kaktusów i krzonu, błękitne morze na horyzoncie. Pierwsze wrażenie jednak trochę zbladło pod ścianą. Niestety jak się finalnie okazało, w tym roku było sporo gniazd pszczół, dużo wszędzie latających gołębi i mnóstwo zarośli. Ale mimo to, każdy znalazł coś dla siebie. Kilka dróg okazało się szczególnie ładnych a przy rozrywkowym podejściu ekipy tego dnia, Wojtek na Troppo Ducci 7a, Crown of Aragon. wszyscy raz za razem atakowali znajdujące się w centralnej części ściany, szóstki. Na miss tego dnia zasłużyły dwie drogi Ginger 6a i Cannolo Scomposto za 6b. Obie były dowodem, że niekoniecznie tylko wysoka cyfra powoduje uśmiech od ucha do ucha na twarzy wspinacza.
Kolejny odcinek zmagań i znów dywersyfikacja grupy. Tym razem w innej części głównej ściany, Wojtek, Dawid i Mateusz domykali rozgrzebane na początku wyjazdu drogi, w sektorze obok groty Cala Mancina. Reszta zaś pod moim czujnym okiem atakowała cele obok groty Pineta w sektorze Centrale.
Po południu połączyliśmy siły i już wszyscy razem wspinaliśmy się we wspomnianej miejscówce obok, jak i wewnątrz groty Pineta. Grota zaś, miejsce wspaniałe. Duża z pięknymi drogami, pełna cienia i chłodu w gorące dni. Przy krótkim podejściu z auta może stanowić doskonały cel tym bardziej, że zawiera całe spektrum trudności od łatwego do okolic 8a. My tym razem atakowaliśmy łatwiejsze pozycje po jej prawej części, szukając odpoczynku po mocno nasłonecznionych porannych godzinach, gdzie wspinaliśmy się na murze bliżej kempingu. Obszerniejsza od niej Grota di Cavallo, to niestety logistycznie bardziej wymagający cel, trzeba pokonać prawie połowę muru od strony Cala Mancina. Obie jednak warte są odwiedzin oferując bardzo ciekawe wspinanie. Kolejny pracowity dzień zakończyliśmy pożegnalną pizzą i tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy nasz tygodniowy pobyt na wyspie. Rano pojechaliśmy na lotnisko oddaliśmy auta i już siedzieliśmy w samolocie do Polski.
Z wybranych przejść naszej ekipy na tym wyjeździe;
Wojtek: Banana Biologica 7a+ rp, Alfa Romeo 7a+ flash, Troppo Ducci 7a rp
Dawid: Tu Mi Turbi 7a rp, The Riddle 7a rp, Muni 6c flash
Marcin: Canna Biologica 6a+ os, Car Wreck 6a flash, Natali 6a+ flash
Agnieszka; Natalie 6a+ rp, Deception 5b flash, Noel 5c flash, Foxy 5b os
Maksymilian: Toyo 17 6c flash, Ciao Ossi 6b os, Tanti Auguri Daniele 6b flash
Czarek: The Last Move 6b os, Straight Edge 6a os,
Mateusz: The Riddle 7a flash, Banana Biologica 7a+rp
Jarek: Enforico 7b+/c os, All Cats Are Black At Night 7b+ os, Bliltzkrieg 7b+ os