Mistrzostwo świata, podparte dalszym owocnym w doskonałe wyniki sezonem, zawsze rozbudza mniej, bądź bardziej ukryte oczekiwania w głowie zarówno sportowca, jak i kibiców. Dodatkowo wizja pierwszych w historii zmagań wspinaczkowych na Igrzyskach Olimpijskich. Z pewnością w głowie Oli kołatało się hasło wyborcze byłego prezydenta USA “Yes we can!”. Udało się raz, dlaczego nie miałoby się udać po raz drugi. Dlaczego skoro mimo wszelkich trudów udało zostać się Mistrzynią Świata, to nie może udać się wystartować na Olimpiadzie? Jednak nie ma nic za darmo, pierwszy tytuł nie gwarantuje drugiego. Chrapkę na mistrzostwo/Olimpiadę ma całkiem sporo osób i żadna z nich nie próżnuje w przygotowaniach. Wizja kolejnych zwycięstw motywuje, ale do wykonania jest zawsze tytaniczna praca. Wsparcie najbliższych (głównym trenerem Oli jest jej,od niedawna, mąż), przyjaciół, klubu KW Kotłownia i Polskiego Związku Alpinizmu (mimo rezygnacji ze związkowego systemu treningowego) ma niebagatelne znaczenie. W Lublinie, w końcu, dostępna jest ścianka do treningów czasówkowych PZA. Powstaje z popiołów Kotłownia, dając możliwość wszechstronnego przygotowania boulderowego. Zemborzycka, Cisowa, siłownia, fizjo, dom na chwilę. I tak w kółko, bez ustanku. W międzyczasie ślub. Rudzińska staje się Mirosław. Dzieje się niemało. Srebro w Chongqing, złoto w Wujiang, rekord Polski, zwycięstwa w Pucharze i Mistrzostwo Polski. Forma jest.
Raczej oczywistym jest, że w czasówkach wszystko rozegra się w starym gronie, jednak kombinacja olimpijska niejako wymusza zainteresowanie biegami w pionie wśród innych zawodników. Do finałów zawodów pucharowych awansuje Japonka Miho Nonaka, specjalistka od boulderingu, dobrze radząca sobie w prowadzeniu. Wśród pretendentów do podium zaczyna się robić tłoczno. Działa to również w drugą stronę. Chcąc mieć choć cień szansy na Olimpiadę, trzeba zająć się nie tylko piętnastometrowym (prawie) pionem. Po latach “czasówkowania” niełatwo będzie nadrobić zaległości. No ale czy jest większy zaszczyt dla sportowca niż krążek olimpijski ? Warto spróbować.
Zawody w japońskim Hachioji były pierwszym testem przed olimpiadą. Testem organizacyjnym, medialnym i sportowym. To w dalekiej Japonii miało zadecydować się po raz pierwszy kogo zobaczymy na przyszłorocznych Igrzyskach. Jak na szpilkach siedzieli kibice, a zawodnicy udający się do Kraju Kwitnącej Wiśni próbowali usiąść obok tych szpilek. Choć nie sądzę żeby komuś się to udało. Dla Oli pierwszą próbą są czasówki. Po czasówkach będzie można myśleć o kombinacji.
Eliminacje przechodzą gładko. Pierwszy finałowy bieg to sprint z inną Lubelanką – Patrycją Chudziak. Niestety dla naszej reprezentacji naprzeciw siebie stają dwie Polki. Odpada wyraźnie gorzej dysponowana Patrycja. Kolejny (½ finału) to już prawdziwe wyzwanie. Naprzeciw naszej zawodniczki staje faworytka tych zawodów – Chinka Yi Ling Song. Od sygnału startowego Yi Ling jest wyraźnie szybsza, jednak zaraz po połowie drogi popełnia błąd i Ola pierwsza wyłącza czas. Ktoś zapewne mógłby powiedzieć, że to było po prostu szczęście. Szczęściem nie jest nie bezbłędny bieg, a czołowa zawodniczka Państwa Środka popełniła duży błąd, to nie jest “fart”. Aleksandra ma chwilę na przygotowanie się do biegu o Mistrzostwo Świata. Przeciwko sobie stają Aleksandra Mirosław i koleżanka Song – Di Niu. Komentator wypowiada prorocze słowa: “Wygrywając Mistrzostwo Świata twoje nazwisko wędruje do kronik, wygrywając dwukrotnie stajesz się legendą”. Ola Mirosław, po świetnym biegu, staje się legendą po raz drugi zdobywając mistrzostwo świata we wspinaniu na czas. Spektakularny wynik ! W szczególności patrząc jakie zaplecze miały za sobą konkurentki.
W tym momencie zapala się żaróweczka – Olimpiada. Są szanse. System punktowy ustalony przez działaczy promuje zwycięzców poszczególnych dyscyplin. Po chwili odpoczynku rozpoczyna się maraton kombinacji olimpijskiej. Eliminacje w czasówkach. Eliminacje na boulderach. Eliminacje na trudność. Ola jest pierwsza w swojej dyscyplinie, na bulderach i z liną radzi sobie przyzwoicie, acz ze spodziewaną skutecznością. Pierwszy finał jest znów na “standardzie”. Wygrywa oczywiście Ola. Za nią, na czasówkowym podium, są takie nazwiska jak Coxsey i Klinger. Po rundzie boulderowiej, Ola wyprzedza w punktacji absolutny fenomen wspinania sportowego, czyli Słowenkę Janję Garnbret! Koniec końców to właśnie Janja staje na najwyższym stopniu podium kombinacji olimpijskiej, a Aleksandra Mirosław (do niedawna Rudzińska) zostaje sklasyfikowana na czwartym miejscu, zapewniając sobie tym samym kwalifikację olimpijską. Są łzy wzruszenia, jeszcze więcej gratulacji i wielka duma. Do zobaczenia na Olimpiadzie !