Pod koniec lipca wyruszyliśmy w długo wyczekiwany wyjazd wspinaczkowy do Silvretty, położonej w austriackich Alpach. Plan zakładał dwa tygodnie intensywnego wspinania w jednym z najsłynniejszych rejonów wspinaczkowych Europy, który słynie z doskonałych baldów po mikro krawądkach oraz granitu, który po deszczu schnie w mgnieniu oka. Uczestnikami wyprawy byli Michał Jaskowski oraz Kamil Gomółka. Naszym celem było spędzenie czasu w otoczeniu gór, regeneracja sił po trudach codzienności oraz pokonanie paru trudnych dróg, w szczególności dla Kamila, który przyjechał tu po raz drugi. Nasze wspinanie w większości oparłosię na dwóch sektorach: Stainblock i Golden Gate. Stainblock, z racji swojej specyficznej lokalizacji w jaskini, zyskał wśród nas przydomek „nory”. Było to doskonałe miejsce do wspinania w czasie deszczu, co okazało się niezwykle przydatne, gdyż pierwszy tydzień naszego pobytu obfitował w opady, które rozpraszały nasz schemat dnia. Pomimo codziennych przelotnych deszczy, skały w Silvretta schły zadziwiająco szybko – już godzinę po deszczu można było kontynuować wspinaczkę.
Golden Gate to miejsce, które szczególnie zapadło w pamięć Kamilowi. To tutajznajdował się bulder, na który Kamil poświęcił najwięcej czasu – Rombuk 8A+. Bulder ten charakteryzował się wielowymiarowym wspinaniem i szybko weryfikował minimalne błędy. Według Kamila był to jeden z trudniejszych bulderów o tej wycenie, z jakim kiedykolwiek się mierzył. Włożył w niego wiele wysiłku, spędzając nad nim parę porządnych sesji, co zaowocowało znacznym postępem w naszej kondycji i wytrzymałości do górskich wędrówek, gdyż rejon ten był położony czterdzieści minut drogi od kempingu po górzystym terenie Alp. Kamil zamknął wyjazd ze sporą ilością ósemek i nie tylko: „Zimilis Alexandra” 8A+, „Welcome to Jamrock Stand (right)” 8A, „When it Rains it Pours” 8A, „Sucker for Pain” 8A, „British Airways” 8A, „Pretty Belinda” 8A, „Meaning of Life” 7C+, oraz „Marabou” 7C.
Dla mnie natomiast, wyjazd ten okazał się wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze, był to mój pierwszy wyjazd wspinaczkowy za granicę, co samo w sobie było dużym przeżyciem. Po drugie, udało mi się osiągnąć osobisty sukces – pokonałem swoją pierwszą drogę o trudności 8A – „Pain for sucker”.
Oprócz tego udało mi się pokonać kilka innych bulderów, takich jak „Baby Lama sit” 7C, „Marabou” 7C, „Odin” 7B, „N.N. (Next to When it Rains it Pours)” 7B oraz „Sucker” 7A. Każde z tych przejść było dla mnie kolejnym krokiem w rozwoju i dawało ogromną satysfakcję. Początkowo zmagaliśmy się nie tylko z trudnościami technicznymi, ale również z kwestią aklimatyzacji. W szczególności ja, musiałem przyzwyczaić się do bardzo małych i ostrych chwytów, które charakteryzują tamtejsze formacje skalne. Również skóra miała trudności z regeneracją, co w połączeniu z intensywnym wspinaniem prowadziło do szybkiego zmęczenia. Dodatkowym wyzwaniem była nasza kuchnia. Obaj – ja i Kamil – staraliśmy się eksperymentować z gotowaniem, o dziwo zawsze wychodziło smacznie.
Żołądki musiały przywyknąć do nowych, wyrafinowanych smaków. Dni restowe spędzaliśmy, ciesząc się pięknem otaczającej nas przyrody. Malownicze krajobrazy Alp oraz widok spokojnie pasących się krów nadawały temu miejscu wyjątkowy klimat. Biwakowaliśmy w fantastycznych miejscu, idealnych dla kampera lub namiotu. Noce pełne gwiazd, w ciszy gór, przerywanej jedynie dźwiękami natury i muczeniem krów, były prawdziwą przyjemnością. Dni restowe mijały jeszcze szybciej niż wspinaczkowe, co tylko świadczy o tym, jak bardzo odprężający był ten wyjazd.
Podsumowując, wyjazd do Silvretta był dla nas niezwykle udany. Mimo początkowych trudności z pogodą, udało nam się zrealizować nasze wspinaczkowe cele i wróciliśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Austriackie Silvretta okazała się być miejscem, do którego z pewnością będziemy chcieli wrócić, by kontynuować naszą wspinaczkową przygodę.
Michał Jaskowski