Klub Wspinaczkowy Kotłownia

  • Strona główna
  • Klub
    • Dane Klubu
    • O nas
    • Władze Klubu
    • Zapisy i składki
    • Sprawozdania finansowe
    • Szkolenia
    • Team Kotłownia
    • Biblioteczka
  • Ściana
  • Przekaż 1,5%
  • Galeria
  • Kontakt
  • Email
  • Facebook

Silvretta ’24 by Kamil Gomółka i Michał Jaskowski

21 sierpnia, 2024 przez admin

Pod koniec lipca wyruszyliśmy w długo wyczekiwany wyjazd wspinaczkowy do Silvretty, położonej w austriackich Alpach. Plan zakładał dwa tygodnie intensywnego wspinania w jednym z najsłynniejszych rejonów wspinaczkowych Europy, który słynie z doskonałych baldów po mikro krawądkach oraz granitu, który po deszczu schnie w mgnieniu oka. Uczestnikami wyprawy byli Michał Jaskowski oraz Kamil Gomółka. Naszym celem było spędzenie czasu w otoczeniu gór, regeneracja sił po trudach codzienności oraz pokonanie paru trudnych dróg, w szczególności dla Kamila, który przyjechał tu po raz drugi. Nasze wspinanie w większości oparłosię na dwóch sektorach: Stainblock i Golden Gate. Stainblock, z racji swojej specyficznej lokalizacji w jaskini, zyskał wśród nas przydomek „nory”. Było to doskonałe miejsce do wspinania w czasie deszczu, co okazało się niezwykle przydatne, gdyż pierwszy tydzień naszego pobytu obfitował w opady, które rozpraszały nasz schemat dnia. Pomimo codziennych przelotnych deszczy, skały w Silvretta schły zadziwiająco szybko – już godzinę po deszczu można było kontynuować wspinaczkę.

Golden Gate to miejsce, które szczególnie zapadło w pamięć Kamilowi. To tutajznajdował się bulder, na który Kamil poświęcił najwięcej czasu – Rombuk 8A+. Bulder ten charakteryzował się wielowymiarowym wspinaniem i szybko weryfikował minimalne błędy. Według Kamila był to jeden z trudniejszych bulderów o tej wycenie, z jakim kiedykolwiek się mierzył. Włożył w niego wiele wysiłku, spędzając nad nim parę porządnych sesji, co zaowocowało znacznym postępem w naszej kondycji i wytrzymałości do górskich wędrówek, gdyż rejon ten był położony czterdzieści minut drogi od kempingu po górzystym terenie Alp. Kamil zamknął wyjazd ze sporą ilością ósemek i nie tylko: „Zimilis Alexandra” 8A+, „Welcome to Jamrock Stand (right)” 8A, „When it Rains it Pours” 8A, „Sucker for Pain” 8A, „British Airways” 8A, „Pretty Belinda” 8A, „Meaning of Life” 7C+, oraz „Marabou” 7C.

Dla mnie natomiast, wyjazd ten okazał się wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze, był to mój pierwszy wyjazd wspinaczkowy za granicę, co samo w sobie było dużym przeżyciem. Po drugie, udało mi się osiągnąć osobisty sukces – pokonałem swoją pierwszą drogę o trudności 8A – „Pain for sucker”.

Oprócz tego udało mi się pokonać kilka innych bulderów, takich jak „Baby Lama sit” 7C, „Marabou” 7C, „Odin” 7B, „N.N. (Next to When it Rains it Pours)” 7B oraz „Sucker” 7A. Każde z tych przejść było dla mnie kolejnym krokiem w rozwoju i dawało ogromną satysfakcję. Początkowo zmagaliśmy się nie tylko z trudnościami technicznymi, ale również z kwestią aklimatyzacji. W szczególności ja, musiałem przyzwyczaić się do bardzo małych i ostrych chwytów, które charakteryzują tamtejsze formacje skalne. Również skóra miała trudności z regeneracją, co w połączeniu z intensywnym wspinaniem prowadziło do szybkiego zmęczenia. Dodatkowym wyzwaniem była nasza kuchnia. Obaj – ja i Kamil – staraliśmy się eksperymentować z gotowaniem, o dziwo zawsze wychodziło smacznie.

Żołądki musiały przywyknąć do nowych, wyrafinowanych smaków. Dni restowe spędzaliśmy, ciesząc się pięknem otaczającej nas przyrody. Malownicze krajobrazy Alp oraz widok spokojnie pasących się krów nadawały temu miejscu wyjątkowy klimat. Biwakowaliśmy w fantastycznych miejscu, idealnych dla kampera lub namiotu. Noce pełne gwiazd, w ciszy gór, przerywanej jedynie dźwiękami natury i muczeniem krów, były prawdziwą przyjemnością. Dni restowe mijały jeszcze szybciej niż wspinaczkowe, co tylko świadczy o tym, jak bardzo odprężający był ten wyjazd.

Podsumowując, wyjazd do Silvretta był dla nas niezwykle udany. Mimo początkowych trudności z pogodą, udało nam się zrealizować nasze wspinaczkowe cele i wróciliśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Austriackie Silvretta okazała się być miejscem, do którego z pewnością będziemy chcieli wrócić, by kontynuować naszą wspinaczkową przygodę.

Michał Jaskowski

Dodany do kategorii: Skały

O, mam! / Omam 99.

11 listopada, 2023 przez admin

„As climbers, we are out of touch with the stories of climbing. Yet climbing has always been about touch.”

Powtórzenia klasyków, rekordy, pierwsze przejścia to efekt końcowy procesu za którym często kryje się o wiele więcej niż odhaczona cyfra. Cytat ten zaczerpnięty z angielskiego magazynu „Spotter” jest esencją tego jak niewiele dziś (tu, w epoce szybkiej, krótkiej i silnie naładowanej emocjami informacji) dowiadujemy się o kulisach aktywności naszych klubowiczów. Wychodząc naprzeciw nieuświadomionym potrzebom, publikujemy krótki, niebanalny reportaż o październikowym wyjeździe Rafała Hałasy, Daniela Łączewskiego i Dawida Surysia do Magic Wood w Szwajcarii.

Znowu „Medżiki”? O tak! Dla Daniela siódmy raz był jak pierwszy Dawida, a drugi Rafała… Na pewno lepszy niż pierwszy. I wciąż mowa o wyjazdach… W 2022 r. Rafał zweryfikował swoje siły na realizację zamierzonych celów i wrócił ze Swizz prosto „na górę” (kto wie, ten wie) by zaadresować to co tak bardzo liczy się w Magic, czyli palce. Charakerystyka szwajcarskiego granitu sprowadza się głównie do małych, coraz częściej i bardziej „wymydlonych”* chwytów oraz słabych stopni. Duże przewieszenia i bardzo niekomfortowe lądowiska wymagają co najmniej trzech padów i dobrego spottera, lub odwrotnie.

*popularne bouldy są tak mocno eksploatowane, że tarcie skały pogarsza się z roku na rok.

W czasie kiedy Rafał systematycznie przyzwyczajał palce do coraz większych obciążeń i skrupulatnie notował każdą próbę w swoim notesie, Daniel pojechał do Szwajcarii po raz szósty, by spędzić tam dwa miesiące wakacji w okresie lipiec-sierpień, tego roku. Zapytany o swoje przemyślenia z owego okresu zwraca uwagę na istotę bycia w skałach:

Ten czas był pierwszą tak długą i nieprzerwaną ekspozycją na wspinanie. Utwierdziłem się w tym, że siłą wszystkiego się nie zrobi, a okazjonalne wspinanie na jednym kamieniu raz na kilka tygodni nie rozwija umiejętności wspinania.(…) Dopiero taki okres czasu, różnorodności i sesji co dwa/trzy dni, uważam za rozwijający pod kątem uczenia i nabywania siły.(…) Co by nie mówić od dwóch miesięcy ładuję na ósemkach i nie mam spadku mocy, a wręcz odwrotnie, więc to też jest sukces. Topy są zwieńczeniem, ale umiejętność zauważania takich małych sukcesów w trakcie procesu przyspiesza przystosowywanie głowy do tego by było więcej flow, więc mam ochotę jeździć częściej- do Swizz, w różne rejony.

Niedługo po powrocie do Lublina, pojawił się pomysł by ponownie odwiedzić Szwajcarię na początku pażdziernika. Rafał i Daniel zaprosili do grupy Dawida Surysia. Pogoda ustabilizowała się i chłopaki wyjechali licząc na niższą temperaturę, lepsze warunki i… moc. Wyobraźcie sobie ich zaskoczenie, gdy po ponad 13 godzinnej podróży zostało im tylko 20km drogi, a pozostały czas wskazywał 30 minut. Isola we Włoszech, to miejscowość do której dociera się od Szwajcarii przez przełęcz Splugenpass. „Tornante no 49, tornante no 48… Ej, to jest kąt nachylenia drogi, prawda?”. Nie, to liczba zakrętów na serpentynach, które były do pokonania na trasie dom-skały. W obie strony, prawie codziennie. Podobno Daniel bawił się świetnie, Rafał wykorzystywał ten czas na porządkowanie myśli, a Dawid… Zapytany o wrażenia zmienił się na twarzy i odmówił komentarza.

Pizza z ośmiornicą?

„Octopussy, 8A” przejawia każdy styl: dach, ruch w plecy, strzał do oblaka, wyjazd nóg, piętę, czujne wyjście po mikrokrawądkach. Ogółem, jest różnorodny. Poprzedni wyjazd Rafał niemalże w całości poświęcił tej „truskawce” i jeszcze w trakcie wrześniowych treningów mówił, że pozostało tylko wypełnić formalność. Kolejność działania była jasna. Pierwszy dzień posłużył za przypomnienie ruchów i sekwencji. Rafał poprzestał na zabodźcowaniu pamięci ruchowej i redpointa zaplanował na następną sesję, czyli nazajutrz. Warunki tamtego wieczoru były dobre. Jesienią, temperatury oscylują ok. 15 stopni. Jest dużo mniej ludzi niż w środku lata i tylko z oddali słyszane okrzyki wskazywały na to, że w lesie jest ktoś jeszcze. Cisza, spokój i szum potoku. Pady ułożone, film się kręci… DAB! „Zaczyna się” – skwitował. Parametr i indeks Rafała jest duży (+10cm przy 185 cm wzrostu?). To tak często pomaga jak i przeszkadza. W momencie przerzucania nóg zahacza o pada i próba jest spalona. Ubijanie padów, reset i podejście drugie. Tym razem bez dabu, ale po ustawieniu lewej pięty daleko za kantem, lewą ręką trzymając obłej krawądki wysoko ponad krawędzią skały, prawa ręka wciąż zostaje daleko w dachu, z którego zaczyna się cały problem. Uwolnienie prawej strony wymaga mocnego przyciągania lewą piętą, core’a i przybloku w lewej ręce. Trzeba mocno szukać środka ciężkości, byle nie za długo. Próba kończy się na cruxie. Mikrobetą jest by szybciej zaufać ułożeniu ciała i zaoszczędzić trochę siły na wyjście z dachu. Głęboki wdech, daleki strzał, pady leżą dobrze, nogi mocno pod siebie, pięta przyciąga, ręka pracuje i za trzecim razem Rafał jest za cruxem. Czujnie przechodzi końcówkę ciesząc się w środku z pierwszego „westowego” 8A. Szczęście jego i radość teamu, świętującego sukces prawdziwie włoską pizzą. Bez ośmiornicy.

Dawid i zaskoczenie

Od samego początku Dawid sprawiał wrażenie, że wcale nie jest przytłoczony miejscem, stylem ani trudnością samych bouldów. Mało powiedzieć, że z całej grupy to on najwięcej razy znajdował się na topie. Był pewny siebie i bardzo dobrze się go oglądało – komentuje Daniel.

Dawid, w przeciwieństwie do chłopaków nie miał jasno określonych celów. Jeszcze z okresu sekcji treningowej Rafała, wyniósł jednak ciekawość do eksploracji prawdziwych skał i kiedy przyszła odpowiednia pora, skorzystał z okazji. Pierwszy wyjazd miał ukazać mu całe piękno szwajcarskiego krajobrazu, estetyki i mnogości skał boulderowego raju (Boulderparadise – to oficjalna pinezka na google/maps). Doświadczenie chłopaków w znajomości rejonu, charakterystki bouldów i patentów, była Dawidowi drogowskazem, a on, konsekwentnie każdego dnia zaskakiwał swoimi umiejętnościami. Trudno nie pokusić się o porównanie stylu Dawida do patrzenia na „problemy” jak do programowania, którym zajmuje się zawodowo. Cel jest prosty, wejść na górę, tymi chwytami. Sprawdzę jak działają, miejsca ich nie zmienię, ale tu coś poprawię, tam dodam lub odejmę, powtórzę i jak już ułożę cały kod to wciskam enter i raczej się nic nie wypieprza. Tak było w przypadku „Bosna Genial, 7A” (zaliczone w drugiej próbie), „Guliver Kante, 7A+” (w trzecim podejściu i powtórzone dwa razy bo komisja ds. stylu miała swoje zastrzeżenia). Dawid od razu wysoko ustawił sobie poprzeczkę tym wyjazdem dokładając do listy takie klasyki jak „Grit de Luxe, 7B”, czy „Morgenlatte, 7B”. Oczywiście prędkość obliczeniowa zależy od mocy procesora i jak nudny byłby świat, gdyby nie było w nim miejsca na postęp. Ten, jak wiadomo, przychodzi z czasem i niecierpliwie czekamy na to co ma nam do pokazania w przyszłości.

Potop wielkich planów

Osią wspinania Daniela w tym roku było testowanie granic swoich możliwości. Trudna to sztuka w kontekście treningów, które przez ostatni rok przejawiają się chronicznym bólem troczków i łokci. Umiejętność wyczucia i słuchania organizmu przychodzi z trudem i trwa latami. Mimo to, sezon rozpoczął dość wcześnie, przechodząc w marcu swój długoletni projekt – „Odium, 8A”, autorstwa Marcina Bergera. Bould liczący ok. 19 ruchów, wytrzymałościowo-siłowy, znaczył według niego pewną cezurę w podejściu do treningu i wspinania w ogóle. Kolejne miesiące poprzedzające wakacje miał w większości spędzić w Anglii, trenując na tamtejszych obiektach.

W planie na Swizz były dwa bouldy o wycenie 8B: „Riverbed” i „Steppenwolf”. Jeśli ktoś lubi twórczość Hermanna Hessego może być pewien, że prędzej, czy później trafi na „Wilka stepowego”. Trudno dostępny i odosobniony pobudza psychowzroczność i fizyczność. Bould też. Jednak jest bardzo kapryśny jeśli chodzi o warunki. Musi być zimno, a wilgotność – odpowiednia (wilgotnościomierz). Szczęśliwie, pierwsza i spośród trzech ogółem, najlepsza sesja wypadła po burzliwych 24 godzinach. Wiało, błyskało się i co jakiś czas padał lekki deszcz. Zrobiło się rzeźko, a skała „kleiła”. W trakcie tej sesji, Daniel zrobił każdy ruch w izolacji, a cruxem okazało się połączenie pierwszych dwóch. Jako naoczny świadek flesha tegoż boulda, w wykonaniu nieznajomego francuza, do dziś (tutaj, dnia publikacji reportażu), żałuje, że go wtedy nie zrobił.

W sierpniu 2014 r., mieszkańcy Ausserferrery (kanton Gryzonii), czyli leżącego najbliżej Magic Wood pełnoprawnego miasta, oraz obecni wtedy wspinacze wszelkiej narodowości, byli świadkami największej powodzi na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Rzęsisty deszcz walił o namiot bez przerwy przez trzy dni. Wszelkie nierówności powierzchni sypialnej wypełniała woda, a głowy wspinaczy rozchmurzały naprzemiennie ser, wino i mleczna czekolada. Po dziewięciu latach historia zatoczyła koło i powódź znowu przyszła. Także w sierpniu (statystycznie, miesiąc z największą ilością dni deszczowych). Jednak tym razem największa w historii. Choć już z perspektywy ciepłego i pachnącego drewnem domu, Daniel z bezradnością patrzył jak cała długość dachu, którym prowadzi wspomniany „Riverbed”, znajduje się pod rwącą, przynoszącą pnie drzew, wodą. Wspomniany wcześniej spadek mocy nie nastąpił. Na kilka dni przed potopem, po ostatniej i najlepszej sesji na Riverbedzie, Daniel wraz ze swoimi siłami niespdziewanie napotkał granicę. Centralne zmęczenie organizmu?

Przez cały ten czas nauczyłem się interpretować sygnały zmęczenia. Są one różne, czasami trudne do zauważenia i przyjęcia. Zdawałem sobie sprawę, że progress na bouldzie tej trudności jest możliwy tylko jeśli na każdą sesję będę przychodził wypoczęty. To się czuje. Tzw. superkompensacja, sczególnie w przypadku palców. Jednak dwa dni po ostatniej sesji straciłem ochotę na wspinanie. Nie mogłem nic z siebie wykrzesać jeśli chodzi o chęć, nie byłem w stanie się dłużej siłować.

 Wspinanie na granicy sił i możliwości wymaga dużego zaangażowania psychicznego, które również się wyczerpuje, tak jak ciało.

Progress to także sukces

W czasie październikowego wyjazdu, w tle trwa niewidoczny proces. Jak omam, jawi się pomiędzy faktami. Steppenwolf był ostatecznie niewspinalny. Ku niekrytemu zaskoczeniu chłopaków, Daniel poświęcił pełne 48h na regenerację, które zaowocowały w ostatnich trzech dniach połączeniem większości ruchów na „One Summer in Paradise, 8B”, oraz najdłuższym linkiem na Riverbedzie (odpadając na ostatniej trudności dachu, czyli swingu w kompresji). Rafał z kolei popisał się 4-dniowym maratonem robiąc postępy na „Bodycount, 8A+”, a ostatniego dnia, pomimo nawarstwionego zmęczenia i bólu, wchodząc w kilku próbach „Super Nova, 7C”. Dawid rozochocony swoim streakiem, niepowstrzymany pokaleczoną skórą i krwiakami, ostatnią sesję spędził na „Red roses, 7A+”.

Będzie do czego wracać. – zakończył Dawid.

O tym procesie rzadko się słyszy i czyta. Jak we wszystkim, czekamy na gotowy produkt, który można łatwo sklaysyfikować, ocenić i skonsumować. Każdy ma świadomość jego istnienia, ale trudność opisania go powoduje, że rezygnujemy z podjęcia tematu. Stawiamy temu kres.

Chłopaki wrócili do domu i do treningów. Czy na długo? Kiedy planują kolejny wyjazd i dokąd? Słyszeliśmy co nieco i podobno już się do czegoś przygotowują…

Wkrótce!

D.

Dodany do kategorii: Bouldering, Skały, Społeczność

Ubezpieczenia górskie: Bezpieczny Powrót i Szlaki bez Granic – ze zniżką dla członków KW Kotłownia

17 września, 2023 przez admin

Współpraca Polskiego Związku Alpinizmu z PZU i firmą iExpert zaowocowała
powstaniem dwóch programów ubezpieczeń dla ludzi gór – Bezpieczny Powrót i Szlaki
bez Granic, które działają odpowiednio za granicą lub na terenie Polski.

Bezpieczny Powrót
Ubezpieczenie działa za granicą – na całym świecie (poza Arktyką, Antarktydą i
Grenlandią). Dla jednorazowych wyjazdów trwających nie dłużej niż 8 tygodni, do
wysokości 6 000 m n.p.m. – z możliwością rozszerzenia ochrony do wysokości 7 600 m
n.p.m. oraz wydłużenia maksymalnego czasu jednego wyjazdu do 16 tygodni. Polisa
działa przez rok od daty złożenia wniosku.
Ochrona obejmuje 40 aktywności i sportów. W tym wspinaczką wysokogórską, skalną i
skałkową. Ubezpieczenie nie pokrywa wspinaczki na sztucznych ściankach (poza
konkursami i turnusami PZA oraz okresem przygotowań, tj. treningami).

Ubezpieczenie pokrywa m.in.:
 koszt leczenia za granicą (nagłe zachorowanie lub wypadek) – do 250 tys. zł (
 koszt akcji ratunkowej z udziałem helikoptera – (wypadku, lawiny, zaginięcia)
 OC na osobie i mieniu
 koszt transportu do kraju (także medycznego) – bez limitów
 możliwość wykupienia ubezpieczenia NNW – od 50 tys. zł do 1 mln zł
 kradzież lub zniszczenie bagażu

Ochronę zapewnia PZU, dzięki czemu zarówno obsługa sprzedażowa, jaki i szkoda
odbywa się zawsze w języku polskim.
Więcej o ubezpieczeniu: Bezpiecznypowrot.pl

Szlaki bez Granic

Ubezpieczenie działa w Polsce oraz po przekroczeniu granicy do 30 kilometrów w głąb
krajów sąsiednich.
Zapewnia ochronę także na sztucznych ściankach wspinaczkowych.

 NNW – wypłata odszkodowanie nawet za 1% uszczerbku na zdrowiu.
 OC w życiu prywatnym – na osobie lub mieniu
 Koszty leczenia za granicą (jeśli do wypadku dojdzie do 30 km od granicy)
 Koszty poszukiwania i ratownictwa w przypadku zaginięcia i ze względu na warunki
pogodowe awarię sprzętu – dotyczy akcji za granicami Polski, także z użyciem
śmigłowca.
 Koszty transportu do kraju – W zależności od pakietu nawet do 100 tys. zł
 Assistance – tłumacz w związku z pomocą medyczną.

Więcej o ubezpieczeniu: Szlakibezgranic.pl

Korzyści płynące z ubezpieczenia Bezpieczny Powrót czy Szlaki bez Granic:
 Oba ubezpieczenia górskie powstały z myślą o osobach, które aktywnie
spędzają czas i uprawiają sporty – amatorsko, zawodowo lub wyczynowo.
Nad wypracowaniem optymalnego ubezpieczenia pracowali instruktorzy, działacze
z Polskiego Związku Alpinizmu oraz eksperci ubezpieczeniowi.
 Obsługa w języku polskim, co jest szczególnie ważne przy sytuacji kryzysowej
(wypadku, lawiny, zaginięcia). Swobodna komunikacja jest kluczowa zarówno w
momencie wypadku jak i po. Bezpieczny Powrót to pomoc polskiego
ubezpieczyciela – zawsze w języku polskim!
 Pokrycie kosztów akcji ratowniczej (w tym helikoptera) i leczenia to podstawa
ubezpieczenia. Ochronę uzupełnia odpowiedzialność cywilna, ochrona prawna i –
dodatkowo w polisie Bezpieczny Powrót ubezpieczenie bagażu. Ubezpieczenia
obejmują również ryzyko NNW, które zapewnia wypłatę odszkodowania za
poniesiony uszczerbek na zdrowiu. 
 Bezgotówkowa likwidacja szkód, czyli pokrycie kosztów leczenia czy też akcji
ratowniczej odbywa się bez waszego wkładu finansowego. Rozliczenie odbywa się
bezpośrednio między ubezpieczycielem a szpitalem, czy zespołem ratowniczym na
miejscu. Numerem kontaktowym, gdzie należy zgłaszać szkody w PZU jest +48 22
566 55 44.
 Zniżki dla członków klubów zrzeszonych w Polskim Związku Alpinizmu –
także dla członków KW Kotłownia:
 20% na Szlaki bez Granic
 15% zniżka na Bezpieczny Powrót
 Możliwość zakupu polisy online bez konieczności wychodzenia z domu.

Dodany do kategorii: Góry, Skały, Społeczność

Wyjazd sportowo-wspinaczkowy juniorów KW Kotłownia na Frankenjurę.

7 lipca, 2023 przez admin

Weisenstein, jedna z wizytówek Frankenjury
Maurucy, Leupoldsteiner Wand.

Niemiecka Frankenjura, wśród polskich wspinaczy, to miejsce już niemal kultowe. W obszarze naszego zainteresowania leżał rejon rozciągający się z grubsza w trójkącie pomiędzy miastami Norymberga, Bayreuth i Bamberg. Jaki jednak zew sprowokował nas do wyjazdu ponad 1000km z Lublina? Tysiące klasowych linii, ukrytych przed czujnym okiem, pośród przepięknych lasów, łagodnych wzgórz i szumiących strumyków? Jakość skały? Klimat jednego z europejskich, historycznych rejonów? A może legenda jednego z najlepszych wspinaczy swoich czasów – Wolfganga Gullicha? Przekonali się o tym młodzi zawodnicy KW Kotłownia podczas poprowadzonego przeze mnie czerwcowego wyjazdu sportowo wspinaczkowego do tego wspaniałego rejonu. Na własnej skórze mogli poczuć ten niezwykły vibe, wiszący w powietrzu, a towarzyszący nam już od zjazdu z zatłoczonej niemieckiej autostrady w stronę sennych Bawarskich wzgórz. Trudno to opisać. Ale klimat tego miejsca jest po prostu niezwykły. I ta skała. Wapienne ściany, turnice i ostańce o wysokości przekraczającej nierzadko 40m. Dobre tarcie. Dużo dróg. Ciekawe i różnorodne drogi. Jeszcze więcej dróg. Dziury, dziurki, jak w serze szwajcarskim. I jeeeeeszcze więcej dróg. I dużo rejonów… Ech… po prostu Frankenjura.

Mateusz, Leupoldsteiner Wand.

Cele jakie postawiłem sobie i grupie brzmiały pozornie prosto. Zdobycie maksimum doświadczenia podczas 10 dniowego wyjazdu. Wspinanie głównie stylami onsight i flash, względnie, szybkie rp, obliczone na maksymalnie 2-3 wstawki. Osiągnięcie samodzielności wspinaczkowej i zaufania do własnych umiejętności. Wreszcie zaszczepienie
w młodzieży bakcyla wspinania w naturalnej skale, na łonie przyrody i pokazanie piękna i różnorodności tego rejonu.
A wszystko to przetykane szlifowaniem umiejętności sprzętowych, asekuracji dynamicznej podczas wyłapywania lotów, przygotowaniem mentalnym i przemycanej tu i ówdzie etyce wspinaczkowej. 

Irek. Rothelfels.

Wyjazd miał być utrzymany w duchu „team spirit”, bez zbędnej wewnętrznej rywalizacji i w zamyśle pracy u podstaw, tak aby jej owoce w postaci trudnych dróg i rozwoju wspinaczkowego mogły przyjść szybciej. Wyzwaniu stawiło czoła dziewięcioro śmiałków. Natalia, Maurycy, Szymon, Irek, Hania, Mateusz, Franek, Emilia i Daria czyli nasi młodzi zawodnicy KW Kotłownia.

Emilia. Rothelfels.
Szymon. Weisenstein
Daria. Leupoldsteiner Wand.

W ciągu kilku dni wspinania codziennie zmienialiśmy miejsce, dzięki czemu udało się powspinać w takich rejonach jak; Weisenstein, Schlossbergwand, Aalkorber Wande, Leupoldsteiner Wand, Rote Wand, Altbabawand, Zehnerstein, RothelFels. Część grupy odwiedziła także świetny, choć mały rejon; Diebesloch.

Każdy miał okazję do poprowadzenia dróg nie tylko w swych ulubionych formacjach ale był też niejako zmuszony do pracy również w tych niekorzystnych dla siebie, a co za tym idzie, do wyjścia ze strefy komfortu i przełamania istniejących barier i ograniczeń. Sprzyjało także temu zadaniu, w pewnym sensie, oszczędne Frankońskie obicie dróg. Wychodzenie ponad wpinki i wysokie pierwsze wpinki wymagały pracy mentalnej i uodpornienia się na związany z tym stres.

W swym działaniu starałem się postawić na maksymalną niezależność moich podopiecznych. Młodzież uczyła się korzystać z Topo, dobierać sobie drogi, bezpiecznie rozwiązywać zaistniałe problemy. Szkolenie, nowe umiejętności
i radzenie sobie podczas sytuacji kryzysowych, było weryfikowane czujnym okiem, w samodzielnych działaniach dwuosobowych zespołów. Wiadomości typowo techniczne, w stosunku do normalnego kursu wspinaczkowego oczywiście, były kompromisowo okrojone do niezbędnego minimum. Przekazywaną wiedzę starałem się dostosować bardziej pod kątem typowo sportowych aspiracji tej grupy oraz dopasować do przeważającego wieku uczestników. Duża ilość wspinania i nowych wyzwań bardzo szybkoprzełożyła się na zmęczenie co również stanowiło dodatkowe wyzwanie. Na szczęście zaplanowane resty pozwalały nie tylko się zregenerować ale także znaleźć odskocznię w postaci dodatkowych aktywności sportowych oraz umożliwić wzajemną integrację poza wspinaczkową.

Natalia. Aalkorber Wande.
Franek. Leupoldsteiner Wand.

Dziesięć dni to jednocześnie krótko i długo. Z jednej strony długo… Pamiętajmy, że dla sporej części tej grupy to było zupełnie nowe doświadczenie. Nie było wędek, ekspresy trzeba było sobie powiesić, drogę wywalczyć, samodzielnie się przewiązać i odzyskać sprzęt. Zwrócić uwagę na swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo partnera. Zaplanować kiedy odpocząć a kiedy atakować kolejną drogę. Wytrzymać presję związaną z sporą wysokością nad przelotem, narastającym zmęczeniem i niepewnością, co będzie za kilka przechwytów. Dać z siebie wszystko pomimo iż nie pasował charakter drogi lub inne czynniki. Tak więc na koniec wyjazdu zmęczenie materiału wysoką intensywnością i całodziennym przebywaniem w terenie skalnym było zauważalne. Z drugiej strony fajnie było obserwować entuzjazm, efekty pracy i czuć satysfakcję widząc jak sobie grupa poradziła z postawionymi wyzwaniami, więc, jak zwykle w takich momentach czuć było tę nutkę tęsknoty w sercu z myślą, tyle jeszcze dróg, tyle rzeczy do przekazania a już trzeba wracać. Jaki krótki ten wyjazd. Ale czuję, że jeszcze tu wrócimy!

Hania. RothelFels.
Pomoc dydaktyczna tego wyjazdu.
Piękne okoliczności przyrody. Rothelfels.
Z historią w tle. Wierzchołek Zehnerstein.
Szymon i Emilia. Schlossbergwand.

Na koniec tego krótkiego podsumowania wyjazdu, chciałbym podziękować mojemu cichemu i skromnemu supportowi w skale. Rafałowi i Jankowi, którzy służyli mi pomocą przez cały wyjazd czuwając nad bezpieczeństwem, logistyką
i służąc opieką, także po zajęciach oraz Magdzie Karaś i pozostałym dorosłym za współorganizację i aktywny udział
w trakcie pobytu. Korzystając z okazji zapraszam wszystkich zainteresowanych na kursy, szkolenia, zajęcia w skale oraz organizowane przeze mnie zagraniczne wyjazdy szkoleniowo-wspinaczkowe; „wspinanie z instruktorem”. 

Jarosław Nowak
Instruktor Wspinaczki Sportowej PZA

Dodany do kategorii: Skały

San Vito – relacja Jarka Nowaka

11 czerwca, 2023 przez admin

Nie wiem jak wy, ale ja zawsze czuję drobny dreszczyk emocji lecąc na wspinanie w ciepłe rejony. Może to na myśl o wspaniałym pomarańczowym wapieniu upstrzonym licznymi formami naciekowymi? Może to te piękne długie, nieraz ponad 30m drogi? Piękne widoki, szum morza za plecami… Czy słońce na karku ze świadomością, że w Polsce w tym czasie pada śnieg z deszczem, a przez ołowiane chmury nie może się przebić wiosna. Nie wiem. Pewnie wszystko po trochu. A ma to wszystko Włoskie San Vito Lo Capo, gdzie łatwiej usłyszeć pod ścianą Polski niż Włoski… Tam wyruszyłem ze swoją grupą na pierwszy tegoroczny „westowy” trip.

W oddali sektor Torre Isulidda pod charakterystyczną wieżą na klifie.

Plan był stosunkowo prosty. Tydzień wspinania od rana do wieczora z jednym dniem restowym, po jak najbardziej różnorodnych drogach aby rozwspinać się przed sezonem. W miarę możliwości podbić poziom trudności w zakresie swojej życiówki, dokonać sprawdzianu po spędzonej na panelu zimie czy w końcu, by nabrać samodzielności oraz zdobyć doświadczenie. Poleciało ze mną 7 osób, o bardzo różnym poziomie umiejętności i w pewnym sensie też oczekiwań co do tego wyjazdu. Czarek i Mateusz z Lublina, Agnieszka i Maksymilian z Warszawy, Marcin z Opola oraz Wojtek i Dawid z Nowego Sącza. Po uporaniu się z porannym lotem, formalnościami z autem i apartamentami, pojechaliśmy w skały, w pierwszy z brzegu sektor, Torre Isulidda.

Dawid w pięknych okolicznościach przyrody, Torre Isulidda.

Pomimo zmęczenia, udało się zapoznać ze skałą i trochę oswoić z zupełnie różnym od naszego jurajskiego, stylem wspinania. Pierwsze koty za płoty jak to mówią, dzień, a jakże, zakończyliśmy wspaniałą włoską pizzą w małej rodzinnej restauracyjce nie opodal.

Maksymilian, Toyo 17 6c, Grotta Cala
Mancina.

Kolejne dni walczyliśmy na niezliczonych połaciach głównego muru stale windując wyceny, szlifując swoje braki i pracując nie tylko nad asekuracją ale także nad umiejętnościami zespołowymi. Wszak większość ekipy nie wspinała się ze sobą wcześniej w skale, a została przeze mnie trochę odgórnie, podzielona na zespoły dopasowane poziomem trudności i oczekiwaniami, na ile to było możliwe, oczywiście. Łupem padały drogi w sektorach White wall, Zoo, Grotta Cala Mancina i w pobliskich okolicach. A jeśli o łupach mowa to warto tutaj napisać kilka słów o walce Maksymiliana na drodze Toyo 17, 6c. Droga wiedzie pięknym, lekko przewieszonym terenem pomiędzy rzędem coraz mniejszych nyż, bardzo promującym techniczne wspinanie na nogach. Taki 25 metrowy zestaw bulderów gdzie po każdym trzeba umieć się ustawić aby znaleźć rest. W sumie pierwsza 6c w jaką wstawił się Maks na tym wyjeździe i wierzcie mi walka była do samego końca. Droga zrobiona siłą woli na odlotach, do całkowitego zarżnięcia mięśni. Kliny, haczenia piętą, wysokie wstawki, resty w dziwnych pozycjach. Wrzaski i okrzyki walki, łzy rozpaczy i łzy zwycięstwa…

Agnieszka na Melchiorre 6b, Grota del Cavallo.

Wszystko było a my zdarliśmy gardło mocno dopingując. Śmiało mogę powiedzieć, że duchowo zrobiliśmy wszyscy tę drogę wraz z nim. Piękny flash. Okupiony całkowitym zbułowaniem, i bananem zadowolonego uśmiechu na twarzy. Oczywiście ściana jak i cały sektor oferuje znacznie więcej ładnego wspinania. Przekonał się o tym Mateusz notując top na Banana Biologica 7a+. Droga piękna, długa, po dobrych chwytach w umiarkowanym przewieszeniu oferująca naprawdę niebanalne ruchy. Niewątpliwy klasyk i zasłużona truskawka w przewodniku. Ze względu na duży rozstrzał trudności i oczekiwań członków grupy musiałem dokonać małego eksperymentu organizacyjnego i zaplanowaćwspinanie z grupą podzieloną na dwie części, z której każda miała dzień restowy w innym momencie. Część z nas odpoczywała zbierając siły przed wizytą w mocno przewieszonym sektorze Crown of Aragon, druga jechała ostro w pionowych formacjach głównego muru. Nadszedł w końcu czas wizyty w Crown of Aragon z Wojtkiem, Maksem i Mateuszem. Mieliśmy w tym temacie sporo szczęścia. Kto próbował się tam wspinać wie, jak bardzo daje popalić tam słońce. Tego dnia mieliśmy dobrą, aczkolwiek pochmurną pogodę, dzięki czemu udało się tam podziałać cały dzień bez zbędnego zmęczenia temperaturami.

Mateusz na All Cats Are Black At Night 7b+

Piękne, przewieszone wspinanie w bogatej szacie naciekowej przypadło wszystkim do gustu. W ramach tego dnia udało się podziałać na takich klasykach jak: All Cats Are Black At Night 7b+, Troppo Ducci 7a wraz z przedłużeniem za 7b czy Training Segreto za 6c+. Zwieńczeniem dnia była, zrobiona wspólnie z Wojtkiem biegnąca środkiem ściany, przepiękna Chiapotte 6c. Niestety marcowe dni są krótsze, a już na pewno chłodniejsze wieczorami, co przeszkodziło w sfinalizowaniu Mateuszowi „All Catsów” a i reszcie ekipy dało się we znaki wychłodzenie i nadmiarowe zmęczenie. Kolejny dzień otworzyliśmy znów roszadą, chłopcy po Aragonie rest, a ja z resztą grupy uderzyłem na sektor Bunker wraz z przyległościami. Po wieczornym chłodzie jednak nie został nawet ślad, w połowie dnia słońce bezlitośnie przepędziło nas w stronę drzew, wspinaliśmy się więc w sektorach, bliżej kempingu El Bahira.

Marcin w sektorze Grotta del Cavallo

Dołożyliśmy kolejną porcję dróg i sektory od Portella della Vacche do Giardino dell Eden, gdzie znalazłem moją nemezis tego dnia. Generalnie jeśli chodzi o wyjazdy tego typu, wspinam się raczej dla grupy albo „flashując” patenty albo rozwieszając lub zbierając sprzęt z drogi. Pierwsze dni wyjazdu zawsze poświęcam na podciągnięcie do przodu najmniej doświadczonych członków grupy tak aby stali się samodzielni w przewiązywaniu, asekuracji i odzyskiwaniu sprzętu. Staram się przez cały okres wyjazdu być coachem i opiekunem tak aby każdy na miarę możliwości wrócił bardziej doświadczony i lepszy jako wspinacz. W pewnym sensie także bardziej zadbany a już na pewno maksymalnie wywspinany. Gdy ekipa jest już wystarczająco samodzielna, wspinam się z grupą. Ma to na celu pokazanie jak wygląda proces rozpracowywania trudniejszych dróg. Jako przykład z reguły wybieram coś ładnego co robię od początku do końca, bardzo często tłumacząc krok po kroku „ co i jak”. Ważne dla mnie jest aby moi podopieczni widzieli cały proces rozpracowania takiej drogi i by była ona na tyle trudna by nie przebiec po niej spacerkiem, aby wymagała techniki i pozwoliła poobserwować pracę nad drogą w praktyce.

Wojtek na Troppo Ducci 7a, Crown of Aragon.

Jak się ustawić do restu, jak pokonać dane formacje, czy w końcu dać się asekurować w sytuacji gdy trzeba szybko wydawać linę bo prowadzący porusza się szybszym tempem. Często jest to też okazja do swojego rodzaju wykładu na różne tematy techniczne. Na takie drogi, staram się wybrać coś ładnego, albo coś co chcą zaatakować flashem członkowie mojej grupy aby w ten sposób im pomoc w prowadzeniu. Czasem są to po prostu ładne i ciekawe drogi którym zwyczajnie trudno się oprzeć. Tak trafiłem na wspomnianą nemezis w postaci kończącej się dużym przewieszeniem drogi Enforico 7b+/c. Niestety kruksowy ruch okazał się dość kontuzyjny. Monopoint za plecy przy mocno pogłębionej technice skrętnej okazał się zabójczy dla kolana. Mimo, uszkodzonego kolana, drogę udało się ukończyć on sightem a przy okazji pozbierać sprzęt grupy z sąsiedniej drogi.

Następny dzień postanowiliśmy wszyscy uwolnić się na chwilę od głównego muru i jego okolic. Pojechaliśmy na odosobnioną miejscówkę, z łatwym wobec mojej kontuzji podejściem; Rocca di Cerriolo. Skała o charakterystycznym kształcie wywróconego kowadła, przywitała nas ferią barw: pomarańczowy wapień, zieleń kaktusów i krzonu, błękitne morze na horyzoncie. Pierwsze wrażenie jednak trochę zbladło pod ścianą. Niestety jak się finalnie okazało, w tym roku było sporo gniazd pszczół, dużo wszędzie latających gołębi i mnóstwo zarośli. Ale mimo to, każdy znalazł coś dla siebie. Kilka dróg okazało się szczególnie ładnych a przy rozrywkowym podejściu ekipy tego dnia, Wojtek na Troppo Ducci 7a, Crown of Aragon. wszyscy raz za razem atakowali znajdujące się w centralnej części ściany, szóstki. Na miss tego dnia zasłużyły dwie drogi Ginger 6a i Cannolo Scomposto za 6b. Obie były dowodem, że niekoniecznie tylko wysoka cyfra powoduje uśmiech od ucha do ucha na twarzy wspinacza.

Rocca di Cerriolo. Są chwile gdy ciężko nadążyć za grupą….

Kolejny odcinek zmagań i znów dywersyfikacja grupy. Tym razem w innej części głównej ściany, Wojtek, Dawid i Mateusz domykali rozgrzebane na początku wyjazdu drogi, w sektorze obok groty Cala Mancina. Reszta zaś pod moim czujnym okiem atakowała cele obok groty Pineta w sektorze Centrale.

Czarek, Surprise 6c w sektorze Anfiteatro – Pietraia

Po południu połączyliśmy siły i już wszyscy razem wspinaliśmy się we wspomnianej miejscówce obok, jak i wewnątrz groty Pineta. Grota zaś, miejsce wspaniałe. Duża z pięknymi drogami, pełna cienia i chłodu w gorące dni. Przy krótkim podejściu z auta może stanowić doskonały cel tym bardziej, że zawiera całe spektrum trudności od łatwego do okolic 8a. My tym razem atakowaliśmy łatwiejsze pozycje po jej prawej części, szukając odpoczynku po mocno nasłonecznionych porannych godzinach, gdzie wspinaliśmy się na murze bliżej kempingu. Obszerniejsza od niej Grota di Cavallo, to niestety logistycznie bardziej wymagający cel, trzeba pokonać prawie połowę muru od strony Cala Mancina. Obie jednak warte są odwiedzin oferując bardzo ciekawe wspinanie. Kolejny pracowity dzień zakończyliśmy pożegnalną pizzą i tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy nasz tygodniowy pobyt na wyspie. Rano pojechaliśmy na lotnisko oddaliśmy auta i już siedzieliśmy w samolocie do Polski.

Z wybranych przejść naszej ekipy na tym wyjeździe;
Wojtek: Banana Biologica 7a+ rp, Alfa Romeo 7a+ flash, Troppo Ducci 7a rp
Dawid: Tu Mi Turbi 7a rp, The Riddle 7a rp, Muni 6c flash
Marcin: Canna Biologica 6a+ os, Car Wreck 6a flash, Natali 6a+ flash
Agnieszka; Natalie 6a+ rp, Deception 5b flash, Noel 5c flash, Foxy 5b os
Maksymilian: Toyo 17 6c flash, Ciao Ossi 6b os, Tanti Auguri Daniele 6b flash
Czarek: The Last Move 6b os, Straight Edge 6a os,
Mateusz: The Riddle 7a flash, Banana Biologica 7a+rp
Jarek: Enforico 7b+/c os, All Cats Are Black At Night 7b+ os, Bliltzkrieg 7b+ os

Marcin, Deception 5b, Grotta Pineta. W tym sporcie trzeba mieć serce do walki. Nawet na
ostatniej drodze dnia i ostatniej drodze wyjazdu. Szacun.

Dodany do kategorii: Skały, Społeczność

21 lat

6 maja, 2023 przez admin

Weekend majowy powoli dobiega końca, a z nim wspaniałe wiadomości. Kamil Gomółka melduje się na Midway VI.7 czym podnosi poziom lubelskiego wspinania z liną. Wśród nieco młodszych zawodników Kotłowni, junior Szymon Karaś wraca również z życiówką, pokonując krótki, bulderowy klasyk Zborowa Idą Łysi VI.5+. Gratulujemy przejść!
Warto dodać, że od historycznego przejścia pierwszej w Lublinie „sześć-szóstki-plus” minęło dwadzieścia jeden lat. Latem 2002 roku Krzyś Tarkowski „Muppet” poprowadził w Podlesicach „Wakacje z dupami” VI.6+. Tym większe gratulacje dla Kamila!
Grupa Azoty#grupaazotystart

Kamil Gomółka na Midway
Szymon Karaś na Idą Łysi

    Dodany do kategorii: Skały

    Kolejne przejście Keep Fit’a

    22 kwietnia, 2023 przez admin

    Piotr Stanisławek, AKA Stanley nie trzymał nas długo w oczekiwaniu na powtórzenie Keep Fit 7C+ na Kamieniu Michniowskim. To najlepszy wynik Piotrka. Gratulacje!

    Teraz dopingujemy Karola… Gamba gamba!

    Piotr Stanisławek, Keep Fit 7C+, zdj. Karol Malec

    Dodany do kategorii: Bouldering, Skały

    Kto jest fit na Kamień Michniowski?

    14 kwietnia, 2023 przez admin

    Rafał Hałasa, który przechodzi Keep Fit 7C+!

    Rafał buduje coraz lepszą formę i ma zakusy na trudniejsze klasyki Kamienia… Natomiast Piotr Stanisławek i Karol Malec, w tym samym czasie dopracowują ostatnie szczegóły, mikro-bety, by powtórzyć sukces Rafała.

    C’mon!

    Dodany do kategorii: Bouldering, Skały

    „Październikowa Paklenica pachnie (…) przygodą.”

    20 października, 2022 przez admin

    Październikowa Paklenica pachnie. Może nie jest to wiosenny zapach kwiatów ale w odróżnieniu od spalonej słońcem wakacyjnej ziemi, wąwóz pachnie roślinami i czymś jeszcze… trudno to określić. Przygodą.  
    Wyjazd od początku zapowiadał się ciekawie. Mimo pierwszych trudności w skompletowaniu składu a właściwie mocną rotacją chętnych na ten wyjazd, uderzyliśmy w podróż pięcio-osobowym składem. Agnieszka z Warszawy, Marcin z Opola, Adrian z okolic Nowego Sącza, który w pewnym sensie reprezentowałem również ja oraz Mateusz z Lublina… W sumie dwie osoby z Lubelskiej Kotłowni co uważam za okoliczność łagodzącą fakt nazwania tego wyjazdu prawie kotłownianym… oczywiście z przymrużeniem oka. Plan w sumie był prosty. Chłopacy byli po kursie i potrzebowali mocnego rozwspinu i powtórki zagadnień technicznych. Aga, absolwentka mojego kursu jest na etapie gromadzenia doświadczenia i walczy z coraz trudniejszymi dla siebie drogami… potrzebowała mocnej praktyki w warunkach, nazwijmy to bojowych, w skale. Mateusz, rozwspinu przed planowaną Hiszpanią… Wszyscy zaś razem wzięci, sprawdzianu głowy i ciała oraz spróbowania czegoś nowego. Nowości było sporo. Paklenica jeśli chodzi o sporty, może nie jest tak widowiskowa jak Turcja czy południe Włoch ale posiada dużą liczbę dróg o trudnościach 4 – 7 w skali francuskiej i masę wspinania wielowyciągowego. Idealnie jednak spisuje się jako rejon na rozwspin lub gromadzenie doświadczenia po kursie.

    Od pierwszego więc momentu jechaliśmy ostro z koksem atakując drogę po drodze. Dzień po dniu rosła trudność prowadzonych dróg, a powtórki zagadnień technicznych, plus ciągła praca nad techniką spowodowały, że poziom u chłopaków w ciągu zaledwie trzech pierwszych dni, wskoczył z trójek na piątki. Już w połowie Wyjazdu Adrian z Marcinem nabrali na tyle pewności siebie, że atakowali i rozpracowywali drogi nie mając w zasadzie litości dla wszystkiego na co tylko się dało wleźć w tym zakresie trudności. Finalnie udało im się wkosić kilka 5c z czego bardzo się cieszę.

    Oczywiście Agnieszka z Mateuszem w zespole również nie ociągali się i padała spora ilość fajnych dróg… Miło było patrzeć jak nabierają płynności i pewności a łupem padają coraz dłuższe i trudniejsze pozycje. Aga bez większych kłopotów biegała po 5c i oddała fajne próby na Zeusie za 6b. Oczywiście, można by odnieść wrażenie co tam, 5ki czy szóstki. Ale wierzcie mi, Paklenica mocno weryfikuje jeśli chodzi o wycenę… już po 4c trzeba się solidnie wspinać, piątki są to bardzo często poważne drogi w pionie zaś niektóre długie 6b, w Polsce miałaby lekką ręką 6b+ lub 6c. Nawet te krótsze, bulderowe w charakterze, też nieraz potrafią solidnie zaskoczyć. Tym bardziej w tym kontekście należy docenić przejście Mateusza. Nasz popularny Trapez w pięknym stylu „sfleszował” drogę Zumbul za 7b. (fot)

    Dzień po dniu, pracowicie spędzaliśmy czas na niezliczonej ilości dróg, włócząc się od jednego paklenickiego klasyka do drugiego. Oczywiście jednak, nie samym wspinaniem człowiek żyje. W dzień restowy postanowiłem zabrać ekipę do sektora Vaganac nieopodal głównego wąwozu. Czekała tam na wszystkich niespodzianka.

    40 metrów nad ziemią, w pięknych okolicznościach przyrody, rozciągnięty pomiędzy dwoma wierzchołkami skalnymi, most linowy, część istniejącej w tym miejscu via ferraty. Wierzcie mi, miny ekipy bezcenne. Pytanie, czy to jest konieczne? I odpowiedź; tak, tego nie ma w Polsce a gdzie szlifować psychę i odporność na ekspozycję jak nie tu… Zadanie okazało się nie trywialne. Most jak narowisty rumak próbował uciec spod nóg…


    Walka zajęła sporo czasu ale finalnie przełamał się każdy i wszyscy znaleźli się po drugiej stronie ciesząc się z pokonania w sobie tego czegoś… i przesunięcia kolejnej krępującej człowieka granicy.

    Przełamać również trzeba było się na wielowyciągu. Po przećwiczeniu jednego na sucho, pojechaliśmy na Vaganac ćwiczyć w praktyce. Zrobioną przez obydwa moje zespoły drogę zakończyliśmy zjazdami. Kolejny dzień upłynął nam już na wstawki w trudniejsze propozycje na Hramie… czas zaś szybko mijał i wkrótce wyruszyliśmy w drogę powrotną. 

    Na foto, wielowyciąg w wykonaniu Adriana i Marcina… nie obyło się bez przygód. Chłopacy zaliczyli zjazd z przepinką przez zaimprowizowane stanowisko zaś Mateusz i Aga zjazdy robili już po ciemku. 

    Ze swej strony ten wyjazd będę wspominał bardzo miło. Świetna ekipa stworzyła nie tylko super klimat do spędzania czasu i odpoczynku ale również umożliwiła realizację celów sportowych. Zarówno sobie jak i mi. W ramach pracy nad różnymi drogami przez uczestników tego wyjazdu udało mi się sporo z tych dróg poprowadzić, w ramach pracy nad drogą, powieszenia wpinek, czasem zdjęcia wpinek, dnia restowego czy zwyczajnie w tzw. międzyczasie. Zaowocowało to kilkoma fajnymi przejściami.
    Padły między innymi: Żuja 7b+ RP w sektorze Donja Rupa oraz Rock and Roll Dream 7b+ Onsight na Gradić Kuk w sektorze Vaganac.
    Najbardziej jednak jestem szczęśliwy, że udało się poprawić moją życiówkę w stylu onsight. Funky Shit na Hramie o wycenie 7c+/8a poprowadzoną ostatniego dnia. Będąc poprzednimi razy w Paklenicy zawsze ją trzymałem w kolejce tych dróg, którym chciałbym dać szansę na „onsajt”, gdy będzie top forma. Ostatni okres, kontuzyjny, zweryfikował wiele planów i mimo iż uważam, że do dobrej formy mi daleko, postanowiłem dać tej drodze szansę. Półtora godziny rozgrzewki, wizualizowania ruchów, planowania sekwencji, łażenia z kamienia na kamień i oglądania z dołu tego co mogło by się przydać w czasie walki. Część planu zagrała idealnie. Spora jednak część wymyślonego na tę drogę scenariusza zawiodła, co doprowadziło pod koniec drogi do istnej próby charakteru… Wskutek zbułowania prawie się poddałem. Pomógł znaleziony na drodze naciekowy grzyb, pod który wklinowałem stopę tak, że do obłej klamy dociskała mi ona dłoń. Po chwili wróciło krążenie w drugiej ręce i finalnie z głośnym wrzaskiem udało mi się wgramolić do góry i po kolejnych kilku ruchach wpiąć do stanowiska. Wydawało się przed wstawką, że chwyty są ciut lepsze i zwyczajnie da się to „przebiec” mniej lub bardziej, tymczasem sporo stopni było już wyślizganych przez lata wstawek, a niektóre dobre chwyty, okazały się w rzeczywistości niezbyt dobre jak na mój aktualny poziom. Trzeba było sporo czasu poświęcić na foot work i ustawianie się do kolejnych przechwytów. Szybkie poprowadzenie dało mi dużo satysfakcji, podwójnej, gdy zobaczyłem na 8a.nu jak mało jest onsightów na tej drodze. A nawet potrójnej gdyż chodzą słuchy, iż było to pierwsze 8a, jakie poprowadził Adam Ondra w swoim życiu…. W stylu RP. Cóż. Jak widać można się poczuć na krótką chwilę młodym Ondrą nawet w wieku 45 lat. 😉 I choć mistrz jest niedościgniony to jednak i takie zwykłe marzenia się spełniają gdy się bardzo chce… 😉 

    Na zdjęciu rest w jaki udało się wejść na Funky Shit za 7c+/8a. Droga jest jednym z dwóch największych klasyków Hramu. Fotka Agnieszki będzie dla mnie niezłą pamiątką z tego wyczerpującego wspinu… 

    Korzystając z okazji; dziękuję moim podopiecznym i jednocześnie kompanionom na tym wyjeździe. Agnieszce Wardzińskiej, Marcinowi Ślezionie, Mateuszowi Koszowskiemu i Adrianowi Witkowi.  

    Jarosław Nowak (Kotłownia, Climbear)

    Agnieszka pracuje nad głową w sektorze Krokodil
    Trapeza pierwszy raz na Hramie… Rozgrzewka na Odjeb Lansiran za 6c+ (foto) i za chwilę Mateusz wciąga drogę Gerovit za 7a
    Adrian w sektorze Baltazar. Szary wapień, może trochę przypomina nasz jurajski ale tylko kolorem. Tarcie na nim jest kosmiczne.
    Marcin walczy z Had 6a w sektorze Olimp obok Hramu. Piękne ponad 25 metrowe płytowe wspinanie z drogami które w każdym rejonie uchodziły by za ładne. Im wyżej tym ładniejsze…
    Autor tej krótkiej relacji w sektorze Donja Rupa na drodze Żuja 7b+.

    Dodany do kategorii: Skały

    Jacek Czerniecki i Szymon Karaś na VI.5

    10 maja, 2022 przez admin

    O tej porze roku nie trzeba długo czekać, aby usłyszeć o kolejnych przejściach naszych zawodników.

    Na Czarnym Kamieniu, po 4 dniach „pracy”, Jacek przeszedł „Bilans Mocy” VI.5. Jacek szukał TEJ mocy od dłuższego czasu i wreszcie ją znalał. Potwierdził to przechodząc także inną VI.5 w 1.5 dnia.

    Akurat nieopodal znalazł się Santa Cruz Team z kamerą… -> https://youtu.be/UIMpuP1BDjk

    Jacek Czerniecki – „Bilans Mocy”, VI.5, Czarny Kamień


    „Kampania Zimowa” VI.5 w rejonie Mirowa nad Wartą to osiągnięcie, którym Szymon wyrównuje swoją życiówkę i potwierdza stabilną formę.

    Szymon Karaś, „Kampania Zimowa”, VI.5, Mirów nad Wartą

    Gratulacje!

    Dodany do kategorii: Skały

    • 1
    • 2
    • 3
    • …
    • 9
    • Next Page »

    Kategorie

    • Bez kategorii
    • Bouldering
    • Góry
    • Skały
    • Społeczność
    • Zawody

    STATUT KW KOTŁOWNIA

    STATUT KW KOTŁOWNIA.PDF

    O nas

    Akademicki Klub Wspinaczkowy Kotłownia, jako stowarzyszenie ukonstytuował się latem 2010 roku, jednakże początek działalności jego członków sięga roku 1998, kiedy to na AOS UMCS powstała ściana wspinaczkowa zwana Kotłownią, prowadzona nieprzerwanie do roku 2014 przez członków sekcji wspinaczkowej UMCS (późniejszych założycieli AKW Kotłownia)… czytaj dalej

    Ostatnie wpisy

    • Zawody Boulder Fest już 17 maja!
    • Aleksandra Mirosław zwyciężczynią nagrody dla Sportowca Roku Plebiscytu Sportowego!
    • Składki członkowskie 2025
    • Spotkanie świąteczne
    This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish.AcceptReject Read More
    Privacy & Cookies Policy

    Privacy Overview

    This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
    Necessary
    Always Enabled
    Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
    Non-necessary
    Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
    SAVE & ACCEPT