Informujemy, że Klub Wspinaczkowy Kotłownia realizuje program Klub 2023 finansowany z funduszy Skarbu Państwa – Ministerstwa Sportu i Turystyki.

przez admin
przez admin
Współpraca Polskiego Związku Alpinizmu z PZU i firmą iExpert zaowocowała
powstaniem dwóch programów ubezpieczeń dla ludzi gór – Bezpieczny Powrót i Szlaki
bez Granic, które działają odpowiednio za granicą lub na terenie Polski.
Bezpieczny Powrót
Ubezpieczenie działa za granicą – na całym świecie (poza Arktyką, Antarktydą i
Grenlandią). Dla jednorazowych wyjazdów trwających nie dłużej niż 8 tygodni, do
wysokości 6 000 m n.p.m. – z możliwością rozszerzenia ochrony do wysokości 7 600 m
n.p.m. oraz wydłużenia maksymalnego czasu jednego wyjazdu do 16 tygodni. Polisa
działa przez rok od daty złożenia wniosku.
Ochrona obejmuje 40 aktywności i sportów. W tym wspinaczką wysokogórską, skalną i
skałkową. Ubezpieczenie nie pokrywa wspinaczki na sztucznych ściankach (poza
konkursami i turnusami PZA oraz okresem przygotowań, tj. treningami).
Ubezpieczenie pokrywa m.in.:
koszt leczenia za granicą (nagłe zachorowanie lub wypadek) – do 250 tys. zł (
koszt akcji ratunkowej z udziałem helikoptera – (wypadku, lawiny, zaginięcia)
OC na osobie i mieniu
koszt transportu do kraju (także medycznego) – bez limitów
możliwość wykupienia ubezpieczenia NNW – od 50 tys. zł do 1 mln zł
kradzież lub zniszczenie bagażu
Ochronę zapewnia PZU, dzięki czemu zarówno obsługa sprzedażowa, jaki i szkoda
odbywa się zawsze w języku polskim.
Więcej o ubezpieczeniu: Bezpiecznypowrot.pl
Szlaki bez Granic
Ubezpieczenie działa w Polsce oraz po przekroczeniu granicy do 30 kilometrów w głąb
krajów sąsiednich.
Zapewnia ochronę także na sztucznych ściankach wspinaczkowych.
NNW – wypłata odszkodowanie nawet za 1% uszczerbku na zdrowiu.
OC w życiu prywatnym – na osobie lub mieniu
Koszty leczenia za granicą (jeśli do wypadku dojdzie do 30 km od granicy)
Koszty poszukiwania i ratownictwa w przypadku zaginięcia i ze względu na warunki
pogodowe awarię sprzętu – dotyczy akcji za granicami Polski, także z użyciem
śmigłowca.
Koszty transportu do kraju – W zależności od pakietu nawet do 100 tys. zł
Assistance – tłumacz w związku z pomocą medyczną.
Więcej o ubezpieczeniu: Szlakibezgranic.pl
Korzyści płynące z ubezpieczenia Bezpieczny Powrót czy Szlaki bez Granic:
Oba ubezpieczenia górskie powstały z myślą o osobach, które aktywnie
spędzają czas i uprawiają sporty – amatorsko, zawodowo lub wyczynowo.
Nad wypracowaniem optymalnego ubezpieczenia pracowali instruktorzy, działacze
z Polskiego Związku Alpinizmu oraz eksperci ubezpieczeniowi.
Obsługa w języku polskim, co jest szczególnie ważne przy sytuacji kryzysowej
(wypadku, lawiny, zaginięcia). Swobodna komunikacja jest kluczowa zarówno w
momencie wypadku jak i po. Bezpieczny Powrót to pomoc polskiego
ubezpieczyciela – zawsze w języku polskim!
Pokrycie kosztów akcji ratowniczej (w tym helikoptera) i leczenia to podstawa
ubezpieczenia. Ochronę uzupełnia odpowiedzialność cywilna, ochrona prawna i –
dodatkowo w polisie Bezpieczny Powrót ubezpieczenie bagażu. Ubezpieczenia
obejmują również ryzyko NNW, które zapewnia wypłatę odszkodowania za
poniesiony uszczerbek na zdrowiu.
Bezgotówkowa likwidacja szkód, czyli pokrycie kosztów leczenia czy też akcji
ratowniczej odbywa się bez waszego wkładu finansowego. Rozliczenie odbywa się
bezpośrednio między ubezpieczycielem a szpitalem, czy zespołem ratowniczym na
miejscu. Numerem kontaktowym, gdzie należy zgłaszać szkody w PZU jest +48 22
566 55 44.
Zniżki dla członków klubów zrzeszonych w Polskim Związku Alpinizmu –
także dla członków KW Kotłownia:
20% na Szlaki bez Granic
15% zniżka na Bezpieczny Powrót
Możliwość zakupu polisy online bez konieczności wychodzenia z domu.
przez admin
Z radością informujemy, że z przekazania dla Naszego Klubu 1,5% za 2022 rok otrzymaliśmy 7,479.80 PLN!
Serdecznie dziękujemy wszystkim Wam za pomoc!
Środki otrzymane od was w postaci 1,5% podatku zostaną przeznaczone na realizację celów statutowych, a zwłaszcza:
przez admin
Niemiecka Frankenjura, wśród polskich wspinaczy, to miejsce już niemal kultowe. W obszarze naszego zainteresowania leżał rejon rozciągający się z grubsza w trójkącie pomiędzy miastami Norymberga, Bayreuth i Bamberg. Jaki jednak zew sprowokował nas do wyjazdu ponad 1000km z Lublina? Tysiące klasowych linii, ukrytych przed czujnym okiem, pośród przepięknych lasów, łagodnych wzgórz i szumiących strumyków? Jakość skały? Klimat jednego z europejskich, historycznych rejonów? A może legenda jednego z najlepszych wspinaczy swoich czasów – Wolfganga Gullicha? Przekonali się o tym młodzi zawodnicy KW Kotłownia podczas poprowadzonego przeze mnie czerwcowego wyjazdu sportowo wspinaczkowego do tego wspaniałego rejonu. Na własnej skórze mogli poczuć ten niezwykły vibe, wiszący w powietrzu, a towarzyszący nam już od zjazdu z zatłoczonej niemieckiej autostrady w stronę sennych Bawarskich wzgórz. Trudno to opisać. Ale klimat tego miejsca jest po prostu niezwykły. I ta skała. Wapienne ściany, turnice i ostańce o wysokości przekraczającej nierzadko 40m. Dobre tarcie. Dużo dróg. Ciekawe i różnorodne drogi. Jeszcze więcej dróg. Dziury, dziurki, jak w serze szwajcarskim. I jeeeeeszcze więcej dróg. I dużo rejonów… Ech… po prostu Frankenjura.
Cele jakie postawiłem sobie i grupie brzmiały pozornie prosto. Zdobycie maksimum doświadczenia podczas 10 dniowego wyjazdu. Wspinanie głównie stylami onsight i flash, względnie, szybkie rp, obliczone na maksymalnie 2-3 wstawki. Osiągnięcie samodzielności wspinaczkowej i zaufania do własnych umiejętności. Wreszcie zaszczepienie
w młodzieży bakcyla wspinania w naturalnej skale, na łonie przyrody i pokazanie piękna i różnorodności tego rejonu.
A wszystko to przetykane szlifowaniem umiejętności sprzętowych, asekuracji dynamicznej podczas wyłapywania lotów, przygotowaniem mentalnym i przemycanej tu i ówdzie etyce wspinaczkowej.
Wyjazd miał być utrzymany w duchu „team spirit”, bez zbędnej wewnętrznej rywalizacji i w zamyśle pracy u podstaw, tak aby jej owoce w postaci trudnych dróg i rozwoju wspinaczkowego mogły przyjść szybciej. Wyzwaniu stawiło czoła dziewięcioro śmiałków. Natalia, Maurycy, Szymon, Irek, Hania, Mateusz, Franek, Emilia i Daria czyli nasi młodzi zawodnicy KW Kotłownia.
W ciągu kilku dni wspinania codziennie zmienialiśmy miejsce, dzięki czemu udało się powspinać w takich rejonach jak; Weisenstein, Schlossbergwand, Aalkorber Wande, Leupoldsteiner Wand, Rote Wand, Altbabawand, Zehnerstein, RothelFels. Część grupy odwiedziła także świetny, choć mały rejon; Diebesloch.
Każdy miał okazję do poprowadzenia dróg nie tylko w swych ulubionych formacjach ale był też niejako zmuszony do pracy również w tych niekorzystnych dla siebie, a co za tym idzie, do wyjścia ze strefy komfortu i przełamania istniejących barier i ograniczeń. Sprzyjało także temu zadaniu, w pewnym sensie, oszczędne Frankońskie obicie dróg. Wychodzenie ponad wpinki i wysokie pierwsze wpinki wymagały pracy mentalnej i uodpornienia się na związany z tym stres.
W swym działaniu starałem się postawić na maksymalną niezależność moich podopiecznych. Młodzież uczyła się korzystać z Topo, dobierać sobie drogi, bezpiecznie rozwiązywać zaistniałe problemy. Szkolenie, nowe umiejętności
i radzenie sobie podczas sytuacji kryzysowych, było weryfikowane czujnym okiem, w samodzielnych działaniach dwuosobowych zespołów. Wiadomości typowo techniczne, w stosunku do normalnego kursu wspinaczkowego oczywiście, były kompromisowo okrojone do niezbędnego minimum. Przekazywaną wiedzę starałem się dostosować bardziej pod kątem typowo sportowych aspiracji tej grupy oraz dopasować do przeważającego wieku uczestników. Duża ilość wspinania i nowych wyzwań bardzo szybkoprzełożyła się na zmęczenie co również stanowiło dodatkowe wyzwanie. Na szczęście zaplanowane resty pozwalały nie tylko się zregenerować ale także znaleźć odskocznię w postaci dodatkowych aktywności sportowych oraz umożliwić wzajemną integrację poza wspinaczkową.
Dziesięć dni to jednocześnie krótko i długo. Z jednej strony długo… Pamiętajmy, że dla sporej części tej grupy to było zupełnie nowe doświadczenie. Nie było wędek, ekspresy trzeba było sobie powiesić, drogę wywalczyć, samodzielnie się przewiązać i odzyskać sprzęt. Zwrócić uwagę na swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo partnera. Zaplanować kiedy odpocząć a kiedy atakować kolejną drogę. Wytrzymać presję związaną z sporą wysokością nad przelotem, narastającym zmęczeniem i niepewnością, co będzie za kilka przechwytów. Dać z siebie wszystko pomimo iż nie pasował charakter drogi lub inne czynniki. Tak więc na koniec wyjazdu zmęczenie materiału wysoką intensywnością i całodziennym przebywaniem w terenie skalnym było zauważalne. Z drugiej strony fajnie było obserwować entuzjazm, efekty pracy i czuć satysfakcję widząc jak sobie grupa poradziła z postawionymi wyzwaniami, więc, jak zwykle w takich momentach czuć było tę nutkę tęsknoty w sercu z myślą, tyle jeszcze dróg, tyle rzeczy do przekazania a już trzeba wracać. Jaki krótki ten wyjazd. Ale czuję, że jeszcze tu wrócimy!
Na koniec tego krótkiego podsumowania wyjazdu, chciałbym podziękować mojemu cichemu i skromnemu supportowi w skale. Rafałowi i Jankowi, którzy służyli mi pomocą przez cały wyjazd czuwając nad bezpieczeństwem, logistyką
i służąc opieką, także po zajęciach oraz Magdzie Karaś i pozostałym dorosłym za współorganizację i aktywny udział
w trakcie pobytu. Korzystając z okazji zapraszam wszystkich zainteresowanych na kursy, szkolenia, zajęcia w skale oraz organizowane przeze mnie zagraniczne wyjazdy szkoleniowo-wspinaczkowe; „wspinanie z instruktorem”.
Jarosław Nowak
Instruktor Wspinaczki Sportowej PZA
przez admin
Rozwój wspinaczkowy dzieci i młodzieży oraz zorganizowanie im profesjonalnego zaplecza treningowego to kwestie na które w Klubie Wspinaczkowym Kotłownia kładziemy największy nacisk!
W roku 2023 korzystamy ze wsparcia:
Lublin – Miasto Sportu
Grupa Azoty
Polski Związek Alpinizmu
Ministerstwo Sportu i Turystyki
Dziękujemy za współpracę!
przez admin
Nie wiem jak wy, ale ja zawsze czuję drobny dreszczyk emocji lecąc na wspinanie w ciepłe rejony. Może to na myśl o wspaniałym pomarańczowym wapieniu upstrzonym licznymi formami naciekowymi? Może to te piękne długie, nieraz ponad 30m drogi? Piękne widoki, szum morza za plecami… Czy słońce na karku ze świadomością, że w Polsce w tym czasie pada śnieg z deszczem, a przez ołowiane chmury nie może się przebić wiosna. Nie wiem. Pewnie wszystko po trochu. A ma to wszystko Włoskie San Vito Lo Capo, gdzie łatwiej usłyszeć pod ścianą Polski niż Włoski… Tam wyruszyłem ze swoją grupą na pierwszy tegoroczny „westowy” trip.
Plan był stosunkowo prosty. Tydzień wspinania od rana do wieczora z jednym dniem restowym, po jak najbardziej różnorodnych drogach aby rozwspinać się przed sezonem. W miarę możliwości podbić poziom trudności w zakresie swojej życiówki, dokonać sprawdzianu po spędzonej na panelu zimie czy w końcu, by nabrać samodzielności oraz zdobyć doświadczenie. Poleciało ze mną 7 osób, o bardzo różnym poziomie umiejętności i w pewnym sensie też oczekiwań co do tego wyjazdu. Czarek i Mateusz z Lublina, Agnieszka i Maksymilian z Warszawy, Marcin z Opola oraz Wojtek i Dawid z Nowego Sącza. Po uporaniu się z porannym lotem, formalnościami z autem i apartamentami, pojechaliśmy w skały, w pierwszy z brzegu sektor, Torre Isulidda.
Pomimo zmęczenia, udało się zapoznać ze skałą i trochę oswoić z zupełnie różnym od naszego jurajskiego, stylem wspinania. Pierwsze koty za płoty jak to mówią, dzień, a jakże, zakończyliśmy wspaniałą włoską pizzą w małej rodzinnej restauracyjce nie opodal.
Kolejne dni walczyliśmy na niezliczonych połaciach głównego muru stale windując wyceny, szlifując swoje braki i pracując nie tylko nad asekuracją ale także nad umiejętnościami zespołowymi. Wszak większość ekipy nie wspinała się ze sobą wcześniej w skale, a została przeze mnie trochę odgórnie, podzielona na zespoły dopasowane poziomem trudności i oczekiwaniami, na ile to było możliwe, oczywiście. Łupem padały drogi w sektorach White wall, Zoo, Grotta Cala Mancina i w pobliskich okolicach. A jeśli o łupach mowa to warto tutaj napisać kilka słów o walce Maksymiliana na drodze Toyo 17, 6c. Droga wiedzie pięknym, lekko przewieszonym terenem pomiędzy rzędem coraz mniejszych nyż, bardzo promującym techniczne wspinanie na nogach. Taki 25 metrowy zestaw bulderów gdzie po każdym trzeba umieć się ustawić aby znaleźć rest. W sumie pierwsza 6c w jaką wstawił się Maks na tym wyjeździe i wierzcie mi walka była do samego końca. Droga zrobiona siłą woli na odlotach, do całkowitego zarżnięcia mięśni. Kliny, haczenia piętą, wysokie wstawki, resty w dziwnych pozycjach. Wrzaski i okrzyki walki, łzy rozpaczy i łzy zwycięstwa…
Wszystko było a my zdarliśmy gardło mocno dopingując. Śmiało mogę powiedzieć, że duchowo zrobiliśmy wszyscy tę drogę wraz z nim. Piękny flash. Okupiony całkowitym zbułowaniem, i bananem zadowolonego uśmiechu na twarzy. Oczywiście ściana jak i cały sektor oferuje znacznie więcej ładnego wspinania. Przekonał się o tym Mateusz notując top na Banana Biologica 7a+. Droga piękna, długa, po dobrych chwytach w umiarkowanym przewieszeniu oferująca naprawdę niebanalne ruchy. Niewątpliwy klasyk i zasłużona truskawka w przewodniku. Ze względu na duży rozstrzał trudności i oczekiwań członków grupy musiałem dokonać małego eksperymentu organizacyjnego i zaplanowaćwspinanie z grupą podzieloną na dwie części, z której każda miała dzień restowy w innym momencie. Część z nas odpoczywała zbierając siły przed wizytą w mocno przewieszonym sektorze Crown of Aragon, druga jechała ostro w pionowych formacjach głównego muru. Nadszedł w końcu czas wizyty w Crown of Aragon z Wojtkiem, Maksem i Mateuszem. Mieliśmy w tym temacie sporo szczęścia. Kto próbował się tam wspinać wie, jak bardzo daje popalić tam słońce. Tego dnia mieliśmy dobrą, aczkolwiek pochmurną pogodę, dzięki czemu udało się tam podziałać cały dzień bez zbędnego zmęczenia temperaturami.
Piękne, przewieszone wspinanie w bogatej szacie naciekowej przypadło wszystkim do gustu. W ramach tego dnia udało się podziałać na takich klasykach jak: All Cats Are Black At Night 7b+, Troppo Ducci 7a wraz z przedłużeniem za 7b czy Training Segreto za 6c+. Zwieńczeniem dnia była, zrobiona wspólnie z Wojtkiem biegnąca środkiem ściany, przepiękna Chiapotte 6c. Niestety marcowe dni są krótsze, a już na pewno chłodniejsze wieczorami, co przeszkodziło w sfinalizowaniu Mateuszowi „All Catsów” a i reszcie ekipy dało się we znaki wychłodzenie i nadmiarowe zmęczenie. Kolejny dzień otworzyliśmy znów roszadą, chłopcy po Aragonie rest, a ja z resztą grupy uderzyłem na sektor Bunker wraz z przyległościami. Po wieczornym chłodzie jednak nie został nawet ślad, w połowie dnia słońce bezlitośnie przepędziło nas w stronę drzew, wspinaliśmy się więc w sektorach, bliżej kempingu El Bahira.
Dołożyliśmy kolejną porcję dróg i sektory od Portella della Vacche do Giardino dell Eden, gdzie znalazłem moją nemezis tego dnia. Generalnie jeśli chodzi o wyjazdy tego typu, wspinam się raczej dla grupy albo „flashując” patenty albo rozwieszając lub zbierając sprzęt z drogi. Pierwsze dni wyjazdu zawsze poświęcam na podciągnięcie do przodu najmniej doświadczonych członków grupy tak aby stali się samodzielni w przewiązywaniu, asekuracji i odzyskiwaniu sprzętu. Staram się przez cały okres wyjazdu być coachem i opiekunem tak aby każdy na miarę możliwości wrócił bardziej doświadczony i lepszy jako wspinacz. W pewnym sensie także bardziej zadbany a już na pewno maksymalnie wywspinany. Gdy ekipa jest już wystarczająco samodzielna, wspinam się z grupą. Ma to na celu pokazanie jak wygląda proces rozpracowywania trudniejszych dróg. Jako przykład z reguły wybieram coś ładnego co robię od początku do końca, bardzo często tłumacząc krok po kroku „ co i jak”. Ważne dla mnie jest aby moi podopieczni widzieli cały proces rozpracowania takiej drogi i by była ona na tyle trudna by nie przebiec po niej spacerkiem, aby wymagała techniki i pozwoliła poobserwować pracę nad drogą w praktyce.
Jak się ustawić do restu, jak pokonać dane formacje, czy w końcu dać się asekurować w sytuacji gdy trzeba szybko wydawać linę bo prowadzący porusza się szybszym tempem. Często jest to też okazja do swojego rodzaju wykładu na różne tematy techniczne. Na takie drogi, staram się wybrać coś ładnego, albo coś co chcą zaatakować flashem członkowie mojej grupy aby w ten sposób im pomoc w prowadzeniu. Czasem są to po prostu ładne i ciekawe drogi którym zwyczajnie trudno się oprzeć. Tak trafiłem na wspomnianą nemezis w postaci kończącej się dużym przewieszeniem drogi Enforico 7b+/c. Niestety kruksowy ruch okazał się dość kontuzyjny. Monopoint za plecy przy mocno pogłębionej technice skrętnej okazał się zabójczy dla kolana. Mimo, uszkodzonego kolana, drogę udało się ukończyć on sightem a przy okazji pozbierać sprzęt grupy z sąsiedniej drogi.
Następny dzień postanowiliśmy wszyscy uwolnić się na chwilę od głównego muru i jego okolic. Pojechaliśmy na odosobnioną miejscówkę, z łatwym wobec mojej kontuzji podejściem; Rocca di Cerriolo. Skała o charakterystycznym kształcie wywróconego kowadła, przywitała nas ferią barw: pomarańczowy wapień, zieleń kaktusów i krzonu, błękitne morze na horyzoncie. Pierwsze wrażenie jednak trochę zbladło pod ścianą. Niestety jak się finalnie okazało, w tym roku było sporo gniazd pszczół, dużo wszędzie latających gołębi i mnóstwo zarośli. Ale mimo to, każdy znalazł coś dla siebie. Kilka dróg okazało się szczególnie ładnych a przy rozrywkowym podejściu ekipy tego dnia, Wojtek na Troppo Ducci 7a, Crown of Aragon. wszyscy raz za razem atakowali znajdujące się w centralnej części ściany, szóstki. Na miss tego dnia zasłużyły dwie drogi Ginger 6a i Cannolo Scomposto za 6b. Obie były dowodem, że niekoniecznie tylko wysoka cyfra powoduje uśmiech od ucha do ucha na twarzy wspinacza.
Kolejny odcinek zmagań i znów dywersyfikacja grupy. Tym razem w innej części głównej ściany, Wojtek, Dawid i Mateusz domykali rozgrzebane na początku wyjazdu drogi, w sektorze obok groty Cala Mancina. Reszta zaś pod moim czujnym okiem atakowała cele obok groty Pineta w sektorze Centrale.
Po południu połączyliśmy siły i już wszyscy razem wspinaliśmy się we wspomnianej miejscówce obok, jak i wewnątrz groty Pineta. Grota zaś, miejsce wspaniałe. Duża z pięknymi drogami, pełna cienia i chłodu w gorące dni. Przy krótkim podejściu z auta może stanowić doskonały cel tym bardziej, że zawiera całe spektrum trudności od łatwego do okolic 8a. My tym razem atakowaliśmy łatwiejsze pozycje po jej prawej części, szukając odpoczynku po mocno nasłonecznionych porannych godzinach, gdzie wspinaliśmy się na murze bliżej kempingu. Obszerniejsza od niej Grota di Cavallo, to niestety logistycznie bardziej wymagający cel, trzeba pokonać prawie połowę muru od strony Cala Mancina. Obie jednak warte są odwiedzin oferując bardzo ciekawe wspinanie. Kolejny pracowity dzień zakończyliśmy pożegnalną pizzą i tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy nasz tygodniowy pobyt na wyspie. Rano pojechaliśmy na lotnisko oddaliśmy auta i już siedzieliśmy w samolocie do Polski.
Z wybranych przejść naszej ekipy na tym wyjeździe;
Wojtek: Banana Biologica 7a+ rp, Alfa Romeo 7a+ flash, Troppo Ducci 7a rp
Dawid: Tu Mi Turbi 7a rp, The Riddle 7a rp, Muni 6c flash
Marcin: Canna Biologica 6a+ os, Car Wreck 6a flash, Natali 6a+ flash
Agnieszka; Natalie 6a+ rp, Deception 5b flash, Noel 5c flash, Foxy 5b os
Maksymilian: Toyo 17 6c flash, Ciao Ossi 6b os, Tanti Auguri Daniele 6b flash
Czarek: The Last Move 6b os, Straight Edge 6a os,
Mateusz: The Riddle 7a flash, Banana Biologica 7a+rp
Jarek: Enforico 7b+/c os, All Cats Are Black At Night 7b+ os, Bliltzkrieg 7b+ os
przez admin
Dobre wiadomości z Salt Lake City: Aleksandra Mirosław pewnie zdobywa 3 medal Pucharu Świata w speed climbingu! Czas finałowego biegu to 6.43 sekundy Gratulujemy
!
przez admin
Znamy wyniki drugiej edycji Pucharu Świata 2023 w speedclimbingu rozegranej w Dżakarcie. Złoty medal wywalczyła nasza klubowa zawodniczka Aleksandra Mirosław , brąz zdobyła Ola Kałucka. Kolejny złoty medal potwierdza wyśmienitą formę Oli w tym sezonie. Gratulujemy!
przez admin
Weekend majowy powoli dobiega końca, a z nim wspaniałe wiadomości. Kamil Gomółka melduje się na Midway VI.7 czym podnosi poziom lubelskiego wspinania z liną. Wśród nieco młodszych zawodników Kotłowni, junior Szymon Karaś wraca również z życiówką, pokonując krótki, bulderowy klasyk Zborowa Idą Łysi VI.5+. Gratulujemy przejść!
Warto dodać, że od historycznego przejścia pierwszej w Lublinie „sześć-szóstki-plus” minęło dwadzieścia jeden lat. Latem 2002 roku Krzyś Tarkowski „Muppet” poprowadził w Podlesicach „Wakacje z dupami” VI.6+. Tym większe gratulacje dla Kamila!
Grupa Azoty#grupaazotystart
przez admin
W imieniu Zarządu zapraszamy na Walne Zebranie Członków Zwyczajnych Klubu Wspinaczkowego Kotłownia, które odbędzie się dnia 18.05.2023r.
– 1 termin – 20.00
– 2 termin – 20:30
Zebranie odbędzie się w Centrum wspinaczkowym Kotłownia, ul. Cisowa 11.
Do 14 maja można przesyłać tematy, które chcielibyście omówić podczas zebrania, a także prośby o dosłanie bilansu klubu za 2022 rok celem zapoznania się przed WZ. Po otrzymaniu listy tematów zostanie rozesłana agenda Walnego Zebrania.